Jak dawno zapomniany prezent ślubny zmienił moje małżeństwo
Czerwone długie kalesony Lee Woodruff - prezent ślubny od męża - zmieniły się z symbolu przygody w znak stagnacji wieku średniego… aż jedna podróż zmieniła wszystko.
Design Pics / Darren Greenwood / Getty Images
Dorastając bez sióstr, mój mąż zawsze intrygowały kobiety. Właśnie dlatego, 28 lat temu, rozbił mój ślubny prysznic, aby dać mi prezent zapakowany w sklepie.
Na karcie było napisane: „Niech nasze wspólne życie zawsze będzie przygodą”. W pudełku znajdowała się para pomidorów w kolorze czerwonym Patagonii. Pozostają one najbardziej praktycznym prezentem ślubnym, jaki kiedykolwiek otrzymałem, oprócz gaśnicy od mojej przyjaciółki Rebeki.
Pobraliśmy się w małej kamiennej kaplicy w stanie Nowy Jork w nietypowym (wówczas) dniu 11 września. Zaraz potem udaliśmy się do Pekinu, gdzie Bob będzie wykładał na Chińskim Uniwersytecie Nauk Politycznych i Prawa. To była bardzo wzniosła nazwa dla grupy betonowych budynków i kupek ziemi, które moglibyśmy nazwać domem.
Nasz malutki pokój w akademiku był zimą szafką na mięso. Lodowate wiatry grzechotały cienkimi szybami i porywały szczeliny w ramie. Czerwone długie kalesony stały się moją drugą skórą, gdy szłam betonowym korytarzem do toalety (która składał się z szeregu otworów w podłodze) lub zwinięty pod stosem bawełnianych kołder na naszym podwójne łóżka.
Byliśmy chętnymi podróżnikami w tym okresie przed miesiącem miodowym, przed prekursorem. Z naszymi plecakami w metalowej ramie wyruszamy podczas przerw uniwersyteckich i długich weekendów w odległe zakątki Azji. Ale nasz rok za granicą zakończył się nagle i tragicznie wraz z powstaniem na placu Tiananmen: czołgi rządowe strzelały do demonstrantów, zabijając uczniów z naszej szkoły. Zszokowani i zszokowani przemocą wróciliśmy do Kalifornii, aby rozpocząć nowe życie, które nie jest już mile widziane po prześladowaniach.
Kiedy mieszkaliśmy w San Francisco, a następnie na północnych zboczach góry Shasta, moje długie kalesony weselne były regularnymi towarzyszami wycieczek kempingowych i weekendów narciarskich. W tamtych latach mieszkali w górnej szufladzie mojej kredensu, w miejscu, w którym można schować się za koronkowymi majtkami i stanikami.
Długa bielizna zaczęła oznaczać wiele rzeczy - trwałą możliwość przygody, nasz entuzjazm dla nowych doświadczeń i przekonania, że miłość naprawdę może zwyciężyć wszystko, a przynajmniej ogrzać cię noc. Ale z czasem długie kalesony zaczęły powolną migrację do najdalszych zakamarków różnych szaf, odzwierciedlając moje bardziej siedzące życie. Za każdym razem, gdy ich spotkałem, były one łagodnym przypomnieniem naszej obecnej zastoju.
Czworo dzieci, kariera i moje próby bycia pisarzem na marginesie mojego życia, w sposób przewidywalny i cudowny zbliżyły mnie do domu. Skończyłem dokładnie tam, gdzie powinienem być. Jednak upływ czasu obfitował w posiadanie, obowiązki i obowiązki. Nie byłem już młodą panną młodą, która dążyła do życia jak żółw, z domem na plecach, oddana życiu „przygody”, jak obiecał dawno temu Bob.
Och, żeby odtworzyć ten odcinek czasu, kiedy planowanie obejmowało tylko nas dwoje, a nasze kolana działały jak dobrze naoliwione zawiasy. Byłem niewiarygodny, że za kilka lat będziemy tam ponownie, jako pisklęta, choć bez kolan.
Tej wiosny Bob i ja braliśmy udział w weekendzie w Wirginii z organizacją non-profit Project Healing Waters. Grupa przyjmuje rannych członków służby podczas wypraw wędkarskich w całym kraju, wykorzystując naturę do leczenia ran wewnętrznych i zewnętrznych podczas walki. Kiedy się pakowałem, przyszło mi do głowy, że na początku kwietnia niezbędna będzie długa bielizna, a w górach w pobliżu Charlottesville zapowiadane będą niższe temperatury wiosenne i deszcz.
Przypomnienie sobie, gdzie oni byli, zajęło mi kilka minut. Grzebiąc w szafie, w końcu umieściłem je w kuli u dołu siatkowej torby za parą butów, tak jak ukochane pluszowe zwierzę zostaje ostatecznie zesłane na strych. Minęły lata, odkąd je nosiłem, a po ich wyciągnięciu zbadałem górę i dół nowymi oczami.
Pomimo niezliczonych cykli prania czerwony odcień długich kalesonów ledwo przygasł. Pas nadal odpinał się i przez lata materiał nie mechacił się ani nie spływał. To był sprzęt stworzony z myślą o trwałej, użytkowej odzieży, zaprojektowanej z myślą o praktyczności i cieple, a nie na pokaz.
Podniosłem górę, z jasnymi czerwonymi zatrzaskami na szyi, a najciekawsze momenty mojego życia przewróciły się przez mój umysł jak klatki animacji. Byłem tam jako narzeczony, potem młoda panna młoda w Chinach, teraz nowa matka na nartach, nasz syn w plecaku ojca. Długie kalesony pojawiają się na naszych zdjęciach podczas rodzinnej zimowej wycieczki na pustynię. Kiedyś nosiłam je przez solidny tydzień, opłakując poronienie i przykuty do łóżka, tracąc nadzieję, że znów poczniemy.
Długie kalesony były częścią każdego fizycznego posunięcia, gdy Bob zmienił karierę z prawnika na dziennikarza po Chinach i przeskoczyliśmy w całym kraju na coraz większe rynki telewizyjne. Nawet jeśli nie nosiłam ich regularnie, byli przy tym wszyscy, smutki i uroczystości.
Pamięć o wczesnej wyprawie kempingowej na Górnym Półwyspie Michigan nagle wróciła do mnie, wywołując u mnie uśmiech. Podczas nocy ulewnego deszczu plandeka namiotu runęła, zanurzając nasze plecaki i śpiwory w ścianie wody. Miałem na sobie wilgotne kalesony pod bokserkami Boba, gdy zbliżaliśmy się do portyku eleganckiego Grand Hotelu Wyspa Mackinac. Planowaliśmy spotkanie z przyjaciółmi na bardziej luksusową połowę naszych wakacji. Portier poruszył się, by zablokować nasze wejście, skrzywiąc się, jakbyśmy byli przykryci ludzkimi odchodami. Wyliśmy, odtwarzając jego minę później, pod strumieniem gorącego prysznica w naszym pokoju.
Składając długie kalesony w mojej walizce, poczułem błysk podniecenia i oczekiwania. Nadchodzący weekend byłby tylko dla nas dwoje w drodze, tak jak za dawnych czasów, doświadczających czegoś nowego. Zmiana tempa i wiosenna sceneria Blue Ridge dobrze by nam zrobiła. I jak się okazało, tak się stało.
Dopóki nie stałem, ucząc się rzucać w głębokich udach w ten weekend wędkarski, nie wyobrażałem sobie potężnej magii, która istniała w wrzącym rwącej rzece. Działa na moją duszę jak balsam. Wróciliśmy do naszych starych, głupich postaci, przygód, które zbyt długo leżały w stanie uśpienia, gdy przeżyliśmy dzień ulewnego deszczu, spaliśmy w jurcie i zakochaliśmy się w romansie z wędkarstwem muchowym. Był to sport zupełnie inny niż to, co pamiętałem z wspomnień z dzieciństwa, które polegało na stanie na doku z pojemnikiem z robakami. Wędkarstwo muchowe było bardziej sztuką i poezją, finezją i religią. Byłem uzależniony.
Kiedy po weekendzie wróciliśmy do domu do Nowego Jorku, umyłem i złożyłem długie kalesony, celowo tworząc nowe, bardziej widoczne miejsce w mojej górnej szufladzie. Nigdy więcej wygnania. Nigdy więcej czyśćca obok zapierającego dech w piersiach Spanx i starożytnych kapsułek pończoch L’eggs w opaleniznie i nago.
W tajemnicy powróciłem do Dusty'ego Wissmatha, naszego nauczyciela i przewodnika z weekendu, i zamówiłem dwa kijki wędkarskie jako urodzinową niespodziankę. Kiedy oddaję je mężowi, chcę, żeby coś znaczyły, aby stać na kolejne rozdziały. Co może być większym darem niż doświadczenie związane z nauką nowej wspólnej aktywności w drugiej połowie życia razem?
Kiedy otwieram teraz górną szufladę kredensu, błysk czerwieni przykuwa moje oko. Może nie noszę ich tak często, jak kiedyś, ale stały się niemal symbolem, szczęściem lub łapą królika. Zamiast napominać mnie, przedstawiają drogi, które chcę podróżować, możliwości jeszcze niewykorzystanych doświadczeń, przypomnienie, że przygoda nie jest czymś, co tracisz lub przerastasz. Jest zawsze obecny, do wzięcia, zarówno stanu umysłu, jak i fizycznego aktu udania się gdzieś.
o autorze
Lee Woodruff jest dziennikarzem i autorem trzech książek. Jest współzałożycielką Fundacji Boba Woodruffa, która pomaga rannym członkom służby po 11 września i ich rodzinom. Jest w połowie pusta, ma czworo dzieci. Znajdź ją na leewoodruff.com.