Zgoda na kolację

Stworzenie tego rytuału w epoce przepełnionych dzieci to nie lada wyczyn. Oto jak robi to jedna mama.

Coral Von Zumwalt

Często marzę o idealnej kolacji. Podczas tych przyziemnie fantazyjnych lotów mam lśniącą, pogodną kuchnię (z nowymi urządzeniami!) I gotuję cudowne, pożywne posiłki dla mojej rodziny. Faszeruj jak miecznik i makaron w pachnącym sosie z kopru włoskiego. Zaczynamy od sałatki Cezar, takiej, jaką robiłem, gdy był to tylko mój mąż i ja. Opiekałam grzanki i obsypywałam liście rzymskie winegretem cytrynowym. Z boku będą smażone brokuły, a na deser tarta ze świeżych owoców (oczywiście przeze mnie zrobiona). Mój mąż i ja wraz z naszymi dziećmi siadaliśmy razem, aby jeść, pić i rozmawiać.

Uwielbiam gotować i kocham moją rodzinę… dlaczego więc tak trudno mi sprawić, by to z pozoru zwyczajne wydarzenie, domowej roboty tarta czy nie, stało się rzeczywistością?

Moja własna matka pracowała, miała troje dzieci, opiekowała się swoją starzejącą się matką i wszyscy usiedliśmy na zdrowej kolacji, którą sama gotowała, siedem nocy w tygodniu. Większość mam, które wtedy znałam, bez względu na to, czy pracowały, czy pozostały w domu, były odpowiedzialne za wszystkie nocne posiłki. Teraz myślę: jak mama to zrobiła? Kiedy wieczorem wracałem do domu, coś zawsze pachniało pysznie. Oczywiście pomogło to mojej matce w domu w porze kolacji. Była pracownikiem socjalnym, miała konwencjonalny harmonogram pracy i zwykle wracała o szóstej. (Była również świetna w robieniu zup i gulaszu, które pięknie się podgrzewały).

Pracuję dni i niektóre wieczory. Nawet noce, kiedy jestem w domu, są chaotyczne, ponieważ każdy ma inny harmonogram, pracę domową i zajęcia pozaszkolne. W latach 70., kiedy byłem dzieckiem, spędzaliśmy czas na zajęciach tanecznych i lekcjach muzyki autobusem i metrem, a moja mama nie musiała zajmować się wszystkimi programami zajęć pozalekcyjnych. Mój własny dzień pracy, ponieważ zawsze jestem w jakimś terminie, wydaje mi się, że to nigdy się nie skończy. Nie zrozum mnie źle ― Uwielbiam swoją pracę (piszę i uczę); Po prostu nie podoba mi się mój harmonogram. Harmonogram mojego męża jest tak samo szalony. Prawie nigdy nie je z dziećmi, chociaż przez większość nocy stara się wrócić do domu, aby przeczytać im, zanim pójdą spać.

Jeśli chodzi o posiłki gotowane w domu, to „zamawiam” i „organizuję”. Kupuję wstępnie przycięte owoce i warzywa w drodze do domu z pracy, mimo że są one niedorzeczna strata pieniędzy, ponieważ kiedy gotuję, oznacza to jeszcze więcej czasu osobno: jestem poza kuchnią, a dzieci w salonie oglądanie telewizji. Staram się wymieszać coś wystarczająco szybko (quesadillas, ekologiczne makarony i ser), aby móc usiąść z dziećmi, aby mogły jeść o przyzwoitej godzinie i mieć jeszcze czas na prysznic. Lub kiedy naprawdę mieliśmy długi dzień, zamawiam w: chińskim, kubańskim, kubańsko-chińskim. Mam kieliszek wina, rozmawiamy o sporcie, popkulturze i wyborach. Próbuję wysuszyć łzy i uspokoić przedwczesny niepokój. Później, kiedy dzieci śpią, zjem własny posiłek z ojcem; czasami po prostu wlewamy sobie suche płatki i mleko.

Oto moje pytanie: czy liczy się to jako rodzinny obiad, jeśli tylko jeden rodzic jest w domu, a ten rodzic jest zamówiony?

Kiedy krzątamy się po szkole i po zmroku, moje dzieci wąchają powietrze w korytarzach naszego budynku. Niektórzy nasi sąsiedzi gotują kolację, a często pyszne zapachy wędrują po środkowej klatce schodowej. „Mmm”, mówią dzieci, zanim wejdziemy do naszego bezpowietrznego mieszkania z zimnym piecem. Jasne, byłoby miło, gdyby moje dzieci kojarzyły bogaty aromat duszonych gulaszów i pieczeni z powrotem do domu, tak jak to robiłem, gdy byłem młody. Ale jak to możliwe, gdy biegam po mieście, żeby je odebrać? I, szczerze mówiąc, wydaje się, że nie cierpią zbytnio - jedzą rozsądnie pożywne posiłki, posiłki kupione i pokryte miłością. Większość frustracji związanych z obiadem rodzinnym wydaje się być moja sama.

A co, jeśli mój syn ma moment Proustian Mom, gdy wdycha powietrze, gdy idzie do naszej lokalnej chińskiej restauracji? Zawarłem kruchy, pragmatyczny pokój z tym, co mamy. Przynajmniej kiedy wzywam kolejność, robię to z oddaniem. I tak przez resztę życia - czy to w domu braterskim, na kawalersku, czy w domu rodzinnym, gdy gorączkowo próbuje wyżywić własne rosnące potomstwo ― kiedy otworzy drzwi wejściowe, uśmiecha się do osoby dostarczającej i wącha kurczaka i brokuły w brązowym sosie, dziecko pomyśli mnie.