Lekcja macierzyństwa
Autorka Paula McLain musiała nauczyć się, jak być matką, której zawsze pragnęła - zupełnie sama.
Brooke Slezak
Miałem sześć lub osiem matek, w zależności od tego, jak drobno zmieliłeś definicję, i chociaż od kobiety, która dała narodziny dla mnie to po prostu jedna postać z tej trudnej mieszanki, która wprawia wszystko w ruch i dlatego się kręci Największa. Miałem cztery lata, kiedy zniknęła. Bez nuty, bez łez pożegnania, po prostu kupa, zniknęła. Miała 25 lat - młoda 25 - i choć teraz zakładam, że jej życie było smutne, przerażające i w gruncie rzeczy beznadziejne, w tym czasie moje dwie siostry i ja nie mogliśmy pojąć jej motywów. Zostaliśmy po prostu wpatrzeni w czarną dziurę jej nieobecności.
Przez następne półtora dekady podskakiwaliśmy jak jednoręki bandyta. Mój ojciec był niewiarygodny - w kłopocie i poza nim, w więzieniu i poza nim - i dlatego wkroczyli inni. Najpierw zostaliśmy u babci, a potem u jednej ciotki, a kiedy nikt z naszej rodziny nie mógł się zaangażować w naszą długoterminową opiekę, cała nasza trójka została przetransportowana do systemu opieki zastępczej w Kalifornii. Ponieważ rzadko, jeśli w ogóle, wiedzieliśmy, dlaczego wychodzimy z jakiejkolwiek sytuacji lub gdzie lądujemy, przemieszczenie i oszołomienie stały się standardem. Bezradnie weszliśmy do domów nieznajomych z workami na śmieci pełnymi naszych ubrań.
Moje siostry (jedna starsza, jedna młodsza) i tak naprawdę nigdy nie rozmawiałyśmy o tym, co się dzieje. Ze swojej strony całą swoją energię skupiłem na idealnej rodzinie, która, jak zakładałem, była gdzieś tam, czekając, by nas objąć.
Wiele lat później, kiedy żadna taka rodzina się nie zmaterializowała, a moje rozczarowanie groziło, że mnie wyprzedzą, obróciłem swoją strategię o 180 stopni. Zdecydowałem, że jedynym sposobem na przetrwanie jest porzucenie mojej fantazji na dobre. Przestałem patrzeć na horyzont; nikt mnie nie uratował. Po odejściu z systemu opieki zastępczej przysięgałem, że stworzę sobie solidne, niezawodnie dobre życie. Zostałbym matką, której bez końca odmawiano mi, kochając i kochając, gotową do pocałunku i bandażowania, wzmacniania i zachęcania.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić. W wielu momentach w ciągu 17 lat wymachując sznurkami fartucha, moja przeszłość całkowicie mnie wykształciła. Rodzicielstwo bez pozytywnych wzorów do naśladowania jest trudniejsze niż sobie wyobrażałem. Oczywiście miałem inne rodzaje modeli, że tak powiem: jedna przybrana matka była zimna i opanowana i nigdy mnie nie dotknęła, jeśli mogła pomóc. Kolejny był przytłoczony i w większości nieobecny. Trzeci naprawdę chciał mieć dziecko, gruchające i bulgoczące i cenne, a nie uczennicę w szoku. Kiedy wspominam swoje dzieciństwo, myślę o nim jako o obowiązku wojennym, o tym, jak spędziłem czas w okopach. Nie wszyscy przeżyli.
Mój najbardziej zdradziecki okres jako rodzica to pierwszy rok lub dwa, etap debiutancki, kiedy nie wiedziałem, ile momentu obrotowego może wykorzystać moja historia. Miałem 27 lat, kiedy urodził się mój syn Connor. Dość stary, pomyślałem. Starsza niż moja matka była, kiedy odsunęła to ode mnie. A poza tym nie byłem nią. Bezpieczne i zdrowe w pierwszym małżeństwie (a przynajmniej tak mi się wydawało), miałem dobrze upierzone gniazdo. Wszystkie książki dla dzieci zostały zindeksowane i powiązane. Myślałem, że jestem gotowy.
Praktyczna sprawa rodzicielstwa nie stanowiła problemu. Connor był dobrym dzieckiem. Spał dobrze, karmiony piersią jak mistrz, pluskając się uroczo w kąpieli. Pewnego popołudnia zrobiłem mu zdjęcie w gondoli, drzemiąc w koszulce z czerwonymi i niebieskimi gwiazdkami na biodrach, kolanami przyciśniętymi do brzucha, kciukiem gładzącym jego idealny nos. To zdjęcie łamie mi serce. Czas teraźniejszy. Teraz łamie mi serce. Wtedy nie czułem się wiele, kiedy patrzyłem na syna. Albo mój mąż, telewizor, świetliki przecinające mój dziedziniec w letnią noc. Spodziewałem się zalania matczyną miłością i zadowoleniem. Zamiast tego czułem się pusty i smutny.
„Masz przypadek dziecięcego bluesa”, powiedział mój położnik, kiedy rozpadłem się podczas kontroli. Powiedziała mi, żebym więcej odpoczął i zadzwonił do swojego biura, jeśli uznałem, że potrzebuję lekarstw. Może powinnam była do niej zadzwonić; Wciąż nie jestem pewien. Depresja poporodowa była najprawdopodobniej częścią tego, co się ze mną działo - ale była jeszcze jedna część układanki, która niewiele miała wspólnego z hormonami.
Kiedy spojrzałem na mojego syna, który był całkowicie ode mnie zależny, aby zaspokoić każdą jego potrzebę, nagle stanąłem twarzą w twarz z odejściem mojej matki. Myśl, która wciąż mi się kręciła, nie była intelektualna, ale trzeźwa i surowa: byłem jej dzieckiem. Trzymała mnie, karmiła i ubierała - i tak i tak mnie opuściła.
Nigdy nie pogodziłem się z tymi uczuciami. Kiedy byłam dziewczynką, nie płakałam za matką i nie pamiętam, żeby jej brakowało. Żadna z moich sióstr nigdy nie wspomniała jej imienia. To było tak, jakbyśmy ją osobno i wspólnie wymazali. Nawet gdy byłem w trybie pełnej fantazji, wyobrażając sobie rodzinę, która mnie uratuje, moja matka nigdy nie pojawiła się jako nawet drobna postać - i na pewno nigdy nie wyobrażałem sobie, jak wróci po mnie. Może już w pełni zrozumiałem, że nigdy nie zgromadzi się na tyle, by wrócić. A może chciałem, żeby wróciła tak gwałtownie i całkowicie, że nie mogłam tego znieść.
W wieku 27 lat nie rozumiałem, w jakim stopniu nadal byłem przerażoną małą dziewczynką, która ściska worek na śmieci - wiedziałem tylko, że nie dam rady. Chciałem być idealną matką i dać mojemu synowi bezbłędne dzieciństwo, ale ta presja stała się immobilizująca. Jeśli na przykład straciłem cierpliwość lub nie mogłem go uspokoić natychmiast, czułem się jak porażka. Moje nastroje szalały każdego dnia. Chociaż mój mąż początkowo rozumiał, w końcu zaczął się martwić, potem niecierpliwy, a potem wściekły. Nie zapisał się na żałosną i ledwo funkcjonującą żonę. Chciał, żebym wrócił do normalnego życia. Problem: nie miałem pojęcia, kto to był.
Najpierw przeniosłem się na kanapę, potem do domu przyjaciela, a potem wyszedłem na dobre, zabierając Connora - wówczas malucha - do oddalonego o kilka godzin miasta, gdzie uczęszczałem do szkoły średniej. Żyłem na pożyczkach studenckich w nagich mieszkaniach rodzinnych z pustaków. Moje dni były rozmazane z makaronem i serem i Hot Wheels, z pauzą w środku semestru poeta Wallace Stevens ma być pytany o imiona Pokémonów lub walczyć z Transformerami w bestię tryb.
Ruch i nowe wyzwania pomogły mi na krótką chwilę wyrzucić mnie z depresji, ale mój poprawiony stan umysłu nie przetrwał. Connor i ja nie przypominaliśmy rodziny marzeń, która w moim dzieciństwie niosła tak wielką wagę. Ten obraz stał się jeszcze potężniejszy, ponieważ obawiałem się, że moje wybory prowadzą mnie coraz dalej. Jak mogłam dać Connorowi szczęśliwe dzieciństwo, jeśli moje własne szczęście nigdy nie było w moim zasięgu?
Całe popołudnia zacząłem spędzać w łazience płacząc. Podczas przerw reklamowych lub klocków Lego Connor podchodził do drzwi i zapukał lekko. „O co się martwisz, mamo?” Zaszlochałam mocniej. Nie miałem słów na to, jak się czułem. Ale obawiałem się, że beznadziejnie warczę w naszym życiu. Niezależnie od tego, co zrobię, Connor i ja skończymy tam, gdzie zacząłem, w krajobrazie pełnym chaosu i desperacji.
Kiedy patrzę wstecz, widzę, że nie pozbawiam Connora niczego istotnego; był kochany i opiekowany. Ale w tym czasie moje oczekiwania groziły obaleniem mnie jak nadciągającą lawinę. Nie wystarczyło, że mój syn był dobrze karmiony i chroniony. Chciałem Utopii od razu, zaraz po wyjęciu z opakowania. Do tego czasu nie czułbym się bezpieczny od gryzącej obawy, że pewnego dnia zostanę moją matką i powtórzę wszystkie swoje błędy.
Kilka miesięcy później Connor i ja byliśmy na linii przejazdu, czekając na zamówienie lodowych lodów, samochód ciepły i jałowy, gdy spadał lekki śnieg. Spojrzałem na parking w drogerii i pomyślałem o kupieniu dużej butelki aspiryny i samobójstwie. Potrzeba nadeszła bezkrwawo, bez żadnych emocji, i to mnie najbardziej przeraziło. Nie chciałem umrzeć. I nie mogłem zostawić Connora bez matki.
Poprosiłem o pomoc, prawdziwy wyjazd dla mnie. Dzwoniłem do przyjaciół, dopóki nie otrzymałem nazwiska dobrego terapeuty, i wtedy po raz pierwszy zacząłem rozwiązywać bolesne warstwy i rozpaczać po mojej dziewczynce. Zostając matką ponownie otworzyłem ledwo wyleczone rany i pogrążyłem mnie w traumie moich wczesnych lat. Nic dziwnego, że czułem się tak załamany - byłem.
Niestety, nawet najlepsza terapia nie naprawia cię jak nowa. Od późnych lat dwudziestych do późnych lat trzydziestych obserwowałem, jak moi przyjaciele zmieniają się w rodziców, kupując minivany, systemy butelek i torby na pieluchy, które zdawały się robić wszystko oprócz latania. Kiedy Connor miał około 10 lat (i zdawało się, że także dość dobrze przystosowany, co zadziwiające), poczułem tęsknotę, by dać rodzicowi kolejną szansę.
To nie była prosta sprawa. Część mnie, która chciała małżeństwa i większej liczby dzieci, była w konflikcie z częścią, która była przerażona. Co jeśli wszystko stanie się tak złe jak za pierwszym razem, a nawet gorzej? Myślałem. A potem i tak ruszyłem naprzód.
Miałem 38 lat, kiedy ożeniłem się ponownie i w ciągu kilku miesięcy dokładnie analizowałem swoją podstawową temperaturę. Kiedy wspomniałem o chęci zajścia w ciążę u mojego ginekologa, uniósł brew i zaczął przedstawiać straszne statystyki dotyczące prawdopodobieństwa zajścia w ciążę w moim wieku. W końcu miałem szczęście - takie szczęście.
W 2004 roku moja córka, Fiona, urodziła się w środku burzy. Na zewnątrz gałęzie huśtały się, a przewody telefoniczne kołysały się dziko, ale nasz pokój porodowy był ciemny i cichy. Kiedy zaczerpnęła pierwszego oddechu, również było cicho. Spojrzała na mnie oczami należącymi do małej sowy, a ja poczułem, że coś się zmieniło. Wydawało się, że wszystko już o mnie wie i mówi, wspaniale wysklepionymi stopami i małymi skorupami uszu, że weźmie mnie tak, jak ja.
Następnego dnia, gdy mój nowy mąż chrapał na łóżeczku w rogu naszej sali szpitalnej, a moja sowa spała w moich ramionach, obejrzałam specjalny program telewizyjny o przygodzie Arona Ralstona w Blue John Canyon. Jego opowieść mnie przeraziła i poczułem z nią dziwne pokrewieństwo. Ok, nigdy nie byłem przygniatany przez głaz przez kilka dni, nie amputowałem własnego ramienia ani nie zjechałem po ścianie kanionu. Mimo to odnosiłem się do jego woli przetrwania. Moja matka zrezygnowała ze mnie; czasami myślałem o zrobieniu tego samego. Ale wciąż tu byłam, drżąc z pragnienia życia - podobnie jak moja rodzina.
Dwa lata później, po kolejnych wykresach i jeszcze bardziej złowieszczych statystykach mojego ginekologa, urodził się Beckett. Connor miał wtedy 13 lat i kiedy podałem mu Becketta, wiercąc się nieco pod szpitalnym kapeluszem w niebieskie paski, powiedziałem: „Masz brata. Co myślicie o tym?"
„Dziwne” - powiedział. Ale się uśmiechał.
To dziwne, że nocnik trenuje jednego syna i pożycza drugiemu mojemu samochodowi, ale też jest cudowny. Jakoś udało mi się stworzyć rodzinę, której zawsze chciałem. Musiałem ciężko pracować, budując ze złomu i nadrabiając go przez większość czasu, ale moje dzieci są trzema najbardziej niezwykłymi ludźmi, których znam. Stare niepokoje grożą mi w regularnych odstępach czasu, ale stawienie im czoła pomaga zmniejszyć ich moc - i wzmocnić moją.
Kiedy pytam Connora, co pamięta z lat, kiedy byliśmy sami, przypomina sobie tylko dobre rzeczy - tę cenną zabawkę, tę ulubioną książkę, wycieczkę do małego zoo z przyjaciółmi. Wiesz, typowe magiczne rzeczy z dzieciństwa.
Wyobraź sobie, że.
Paula McLain jest autorem nowej powieści The Paris Wife, jak również Bilet na przejażdżkę. Jej pamiętnik, Jak rodzina, dotyczy dorastania w rodzinie zastępczej. Mieszka ze swoją rodziną w Cleveland.