Syn wyjeżdża na studia, a życie mamy cudownie się toczy
Burcu Avsar
Moje najstarsze dziecko, mój pierworodny syn, poszło do college'u w sobotę. Mówię „poszedłem”, chociaż mój mąż i ja (i moi dwaj inni synowie oraz mój teść z małą lodówką) go podrzuciliśmy. Mówię „zrzuciłem go”, chociaż tak naprawdę była to powolna separacja, jak łódź schodząca z rampy do wody, a następnie stopniowo znikająca w oddali. I mówię „separacja”, chociaż wysyłałem mu SMS-y około 50 razy w ciągu 72 godzin i wkrótce będzie mnie tak zmęczony, że może zmienić swój numer telefonu.
Zdaję sobie sprawę, że moje życie się nie skończyło. Zdaję sobie sprawę, że mam jeszcze dwójkę dzieci, które mnie potrzebują, choćby po to, by wykrzyczeć schody, kiedy jest czas na obiad i jeździć nimi samochodem, który pachnie jak cztery lata tenisówek noszonych bez skarpet. A jednak tego lata nie mogłem myśleć o niczym innym niż o tym, że on nas opuści, stąd moja nieobecność w Adventures in Chaos - i, jeśli o to chodzi, w wielu innych obszarach życia, w których zwykle jestem obecny. Byłem rozmyty i rozproszony i nie chcę obwiniać hormonów ani depresji. Zasadniczo wszystko, co poszło nie tak latem, można przypisać temu, że „jedzie na studia”. Jeden z przyjaciół powiedział mi, że porzucenie dziecka na studia jest w porządku, kiedy to się skończy; najgorsze jest oczekiwanie. Inna przyjaciółka powiedziała mi, że jej syn w college'u przypomina amputację kończyny. Wysłało mnie kilku przyjaciół
Jest coś tak gwałtownego w tym przejściu, coś, co sprawia, że uważam, że powinno być miejsce na negocjacje. Pamiętam, kiedy poszedł do przedszkola, które zaczęło się od godziny pierwszego dnia, potem kilku godzin drugiego dnia, potem pół dnia, a wreszcie pełnego dnia w drugim tygodniu. To przejście do przedszkola było wówczas dość denerwujące, ponieważ wydawało się całkowicie głupie, a myślałem, że był gotowy na cały dzień od samego początku. Ale teraz chciałbym formalnie poprosić o przyjęcie na studia na pół dnia (lub, biorąc pod uwagę fakt, że dzieli go siedem godzin, pół tygodnia) na co najmniej pierwszy semestr. Ponieważ tym razem mama nie jest gotowa. Czy jest ktoś, do kogo mogę zadzwonić, aby to załatwić?
Nie było burz z płaczem, których oczekiwałem. Ale każdego dnia było trochę mżawki. Moi synowie przewidzieli, że wybuchnę płaczem, gdy tylko wejdę do pokoju w akademiku, i czerpię niewielką, chłodną satysfakcję, informując, że tak się nie stało. Jeden z moich kolegów z Naprawdę proste powiedział mi, że kiedy matka zabrała ją na studia, zaczęła odjeżdżać, płacząc, aż zobaczyła kobietę na parkingu z dzieckiem. Podeszła do kobiety i zapytała, czy mogłaby przytulić swoje dziecko. Kobieta powiedziała tak. (Odłożymy na chwilę mądrość przekazania dziecka płaczącemu nieznajomemu. Mam na myśli, jaka matka by to zrobiła?) A potem matka mojego kolegi poczuła się lepiej i mogła pojechać do domu. Każdy, kto ma dziecko: moje biuro znajduje się na rogu 51st Street i 6th Avenue w Nowym Jorku. Będę czekać.