Świąteczni klienci Early Bird i Last Minute
Świąteczne zakupy zaczyna z sześciomiesięcznym wyprzedzeniem; zaczyna polowanie za sześć godzin. Jest zamyślona i świadoma; jest zwariowany i losowy. W jaki sposób małżeństwo dwóch wyraźnie różnych kupujących w święta Bożego Narodzenia jest wesołe i jasne, kiedy nadchodzą wakacje? Kathryn i Colin Harrison odkrywają swoje sekrety.
Shannon Fagan
Historia Kathryn: „Hej!” Moja 11-letnia córka wybiegła z kuchni, wyciągając z łańcucha miniaturowy zegarek kieszonkowy. "Co to jest? Czyj to jest? ”To była jej, a ja jej to powiedziałem, ale nie dlatego, że była przeznaczona na świąteczne pończochy. Kupiłem go między sprawami, a potem wrzuciłem do sklepów spożywczych, które poprosiłem ją o rozładunek i odłożenie, zapomniawszy o drobnym zakupie, który osiadł na dnie torby. Do 25 grudnia pozostało sto trzy dni.
„Dlaczego kupiłeś mi prezent?” Zapytała. „Dlaczego w nic takiego jak dzisiaj?”
„Widziałem to i wiedziałem, że spodoba ci się” - odpowiedziałem.
Skakała wokół mnie, śpiewając: „Ja robię, ja robię!”
Pocałowała mnie w policzek i sam zegarek. To był piękny kawałek: skrzynka była filigranowa i delikatnie oszlifowana; zamiatanie drugiej ręki nie jest grubsze niż rzęsa. Przykro mi, że go zgubiłem; to było znalezisko. Już wcześniej przewidywałem minę mojej córki, kiedy odkryła ją w pończochach. Był to rodzaj prezentu, który silnie podkreśla istnienie Świętego Mikołaja, tak jak nigdy nie jest w stanie kupić zakupiona w sklepie zabawka.
Dla mnie zawsze było pociechę, radość i emocje podczas świątecznych zakupów. I naprawdę nigdy nie jestem nie Świąteczne zakupy - nie w czerwcu, nie w styczniu. Dlaczego miałbym ograniczać taką aktywność do oficjalnego sezonu rozpoczętego przez niepomyślnie nazwany Czarny piątek?
Ilekroć pojawia się okazja - na przykład ta pusta godzina między jednym spotkaniem a drugim - wędruję po domach towarowych, butikach, pchlich targach. Nie ważne które. Lubię nielegalne marnowanie czasu, który lepiej byłoby poświęcić na wykonanie pilnej pracy. Łagodne uzależnienie od świątecznych zakupów ratuje mnie czasem od kupowania tego, czego nie potrzebuję. Ale nie mogę tego twierdzić jako cnoty. Impuls jest samolubny i odkąd nauczyłem się, że kupując prezent, kupuję również inspirowaną nim fantazję.
Odkryłem pociechę kupowania prezentów poza sezonem tuż po studiach, kiedy wraz z moim najlepszym przyjacielem wyruszyliśmy na prawie 30 lat życia, tysiące kilometrów od siebie. Nawet coś małego, schowanego na przyszłe wakacje, uspokoiło tęsknię za nią i przez lata natchnąłem jej odległy dom i garderobę moimi pamiątkami. Prezent pary kolczyków zachęca mnie do wyobrażenia sobie, w jakim stroju mogłaby je nosić. Moim zdaniem jestem tam u jej boku.
Sposób, w jaki to widziałem, narodziny moich trojga dzieci nie zwiększyły obciążenia zakupowego w okresie świątecznym; Boże Narodzenie usankcjonowało pościg, na którym już polegałem. Im więcej osób, dla których musiałem robić zakupy, tym więcej miałem okazji zatracić się w czymś, co sprawiało mi przyjemność. Ta świecąca para jedwabnych rękawiczek, które znalazłam w sierpniu w małym pudełku ze sklepami z klejnotami (do którego wpadłam, w zamiast pozyskiwania brakującego składnika obiadu): jak wyraźnie mogę sobie wyobrazić radość mojej najstarszej córki po rozpakowaniu im. Wyobrażam sobie też radość na twarzy jej małej siostry, gdy widzi swój najbardziej pożądany prezent, ten tak ekstrawagancki, że nigdy nie odważyłaby się o niego poprosić: zestaw wszystkich 132 ołówków Prismacolor. Rękawiczki, ołówki, ceramiczna miska dla mojej szwagierki, kaszmirowy sweter dla mojego męża, zielone bursztynowe kolczyki dla jego matki - mam miesiące rozkoszować się szczęściem, którego jeszcze nie wyczarowałem.
Żadna z tych gorączkowych działań nie ocierała się o mojego męża. Przez całe ciepłe miesiące, kiedy chodzę jak mrówka do iz magazynu mojej szafy, ukrywając swoją talię prezentów i smakołyki na nadchodzący zimny sezon, Colin pozwala leniwie krążyć tygodniom i miesiącom, nie zwracając uwagi na wieczne ciemnienie niebo Nazwij go świątecznym konikiem polnym. Każdego października cofamy wskazówki zegara, dając mu kolejną weekendową godzinę do zmarnowania. W listopadzie zespoły robotników miejskich jadą żółtymi ciężarówkami przez naszą okolicę, ciągnąc naelektryzowane girlandy z jednej strony ulicy na drugą. Niestety, światło, które rzucają, nie ujawnia improwizacji mojego męża - zresztą nie dla niego.
Nie dlatego, że myślałem, że moje przemyślane i skrupulatne podejście do Bożego Narodzenia może stanowić przykład dla mojego męża. Cóż, nie więcej niż się spodziewałem, że nauczy się zakręcać korek na tubce pasty do zębów. Ale wyobrażałem sobie, że okoliczności go zniosą. Doszedłem do wniosku, że pewnego roku zaatakuje to zbyt blisko. Mrówka we mnie nie zganiłaby swoich koników polnych, nie w Wigilię. To tylko kwestia czasu, zanim będzie musiał rzucić swoje zwlekające ja na łaskę mojego przygotowania.
Ku mojemu zdziwieniu często znajdował sposób na uratowanie się przed własnymi trudnościami związanymi z dawaniem prezentów. Czytaj; on wyjaśni.
Historia Colina: Wyraz twarzy moich bliskich oznajmił, że zawiodłem. Poprzedniej nocy, w wigilię Bożego Narodzenia 2010, przeszukałem sklep w Central Parku w poszukiwaniu prezentów, w końcu kupując trzy szaty z kapturem: czerwoną dla mojego brata, szarą dla jego syna i niebieską dla mojego syna. Szaty były ogromne; trzej mężczyźni nie byli.
„Szaty są ciepłe!” Zaprotestowałem. „I wygodne!”
Mój syn, brat i siostrzeniec popatrzyli na nich po cichu.
„Tato - powiedział mój syn - wyglądają jak kostiumy Hobbit.”
Nie mylił się. Ostatnio natknąłem się na szatę mojego syna; nieużywany od chwili, gdy został odsłonięty, wielki kaptur w tajemniczy sposób migrował do naszej sypialni. Myślałem o jego noszeniu - ale nie zrobiłem tego.
Moje zwyczaje związane z zakupami świątecznymi są okropne: przypadkowe, spanikowane i w ostatniej chwili. Świadomość, że Kathryn jest metodyczna i dokładna i zakończyła kupowanie prezentów na długo zanim zacznę, sprawia, że jestem jeszcze bardziej roztrzęsiona. Naprawdę myśli o tym, co zdobyć ludzi. Nigdy nie uderza niewłaściwej nuty. Ja z drugiej strony czasami - i nie wiem dlaczego.
Czy to dlatego, że potajemnie nienawidzę uporządkowanego zestawu prezentów mojej żony? Może, choć doceniam także jej niezrównane zdolności organizacyjne. Czy to dlatego, że jestem wyczerpany komercyjnym spazmem świąt Bożego Narodzenia? Tłumy, reklama i melodie z wakacji w milionowym czasie? Czy to dlatego, że jestem zamknięty w pasywno-agresywną walkę z całym ćwiczeniem podatkowym i emocjonalnym? Tak, o tak - wszystkie te powody. Z drugiej strony, czy to dlatego, że jakaś niewielka część mnie uważa, że moje podejście do zakupów prezentów dodaje emocji do Bożego Narodzenia? Na przykład: Hej, co za szaloną rzecz dostał dla mnie tata / mój mąż w tym roku? Być może. W każdym razie oboje z żoną wiemy, że nie zamierzam się zmieniać, choć może to być wskazane.
Więc moja świąteczna śmiałość nigdy się nie skończyła, nawet po wydarzeniach, które to sugerują. Na przykład: Wigilia Bożego Narodzenia 2004. Tego wieczoru wędrowałem główną ulicą w dzielnicy Park Slope na Brooklynie i znalazłem się w sklepie meblowym wpatrującym się w duży wazon zbudowany z prostokątów z kości wielbłąda (a przynajmniej tak miałem) powiedział). Wazon miał rodzaj połyskującej, perłowej luminescencji. To nie wyglądało na nic, co Kathryn i ja mieliśmy.
„Twoja żona, pokocha to” - zapewnił mnie właściciel.
Wazon był drogi. Ale czy wspomniałem, że był to dzień przed świętami Bożego Narodzenia? Kupiłem wazon. Podniosłem go ostrożnie do domu, podekscytowany.
Kiedy następnego dnia rano rozpakowała wazon z wielbłąda, moja żona zaskoczyła z trudem. Prezent był kompletną bombą. I nie mogła powstrzymać się od śmiechu dobrodusznego z nas obu - ze mnie z powodu mojej niezdolności i samej z powodu jej niezdolności do zachowania pokerowej twarzy. Też się trochę zaśmiałem, ale byłem głęboko rozczarowany. Moja żona nigdy nie włożyła kwiatu do wazonu i do dziś jest zapomniana wyrzucona na wysoką półkę.
Nie zawsze mam pecha. Weźmy wigilię 2006: było późno. Miałem wrócić do domu na Brooklynie, abyśmy wszyscy mogli wskoczyć do minivana i pojechać pięć godzin na południe drogą I-95 do Waszyngtonu, na Boże Narodzenie następnego ranka. Nie miałem prezentu dla mojej żony.
Kiedy nauczę się tego nie robić? Zastanawiałem się. Dlaczego zawsze mi wybacza? W jaką małą grę małżeńską tutaj gramy? Spanikowany, a jednocześnie dziwnie pasywny, przemierzyłem cudowny sklep na Manhattanie wypełniony dywanami, łóżkami, krzesłami, stołami, żyrandolami, poduszkami i nieodpartymi drobiazgami. Przeglądałem, lubiąc wiele rzeczy, ale nie szaleję za żadną z nich. Sprawdzałem czas. Moja żona spodziewała się mnie w domu godzinę temu. Musieliśmy jechać w drogę.
Zjechałem windą na najwyższe piętro, gdzie z tyłu było miejsce wypełnione meblami. Zaciekawiony, rozejrzałem się. Potem zauważyłem: ławkę w parku.
Tak, paryska ławka parkowa z zielonymi drewnianymi listwami i zwiniętymi podłokietnikami z czarnego żelaza. Usiądź na tej ławce, a będziesz na Champs-Élysées. Lub w ogrodzie Tuileries, tuż przy Luwrze. Byłeś tam.
„Nie mieliśmy jeszcze okazji tego ujawnić” - poinformowała mnie sprzedawczyni.
„Jest ciężki”, odpowiedziałem. „Dostarczasz takie rzeczy?” Tak, oczywiście. Zapytałem ją o cenę i przełknąłem trochę, kiedy ją usłyszałem.
„Prezent w ostatniej chwili?” Zapytała sprzedawczyni.
„Jak się domyślasz?” Po prostu się uśmiechnęła. Ale nie tak bardzo jak moja żona, kiedy zobaczyła swoją paryską ławkę w parku.
„Uwielbiam to” - powiedziała Kathryn. „To znaczy kocham to”.
„Znalezisko w ostatniej chwili” - przyznałem. "Czyste szczęście."
Poklepała mnie po dłoni i uśmiechnęła się. „Nie miałbyś tego inaczej”.