Co musiałem poświęcić, aby znaleźć szczęście z moimi dziećmi
Jaki był najszczęśliwszy moment twojego życia? Dla Debry Gwartney, zwycięzczyni konkursu na esej 2018 Good Read, był to piknik, podczas którego zobaczyła swoje dorosłe córki w zupełnie nowym świetle.
Wewnątrz kosza piknikowego: dwie dojrzałe brzoskwinie nadal wilgotne po spłukaniu, miska pomidorów cherry, małe garnki pikantnych pasztetów, blok sera i wciąż ciepła bagietka. Zaniosłem ten koszyk z jedzeniem, zakupiony przy wejściu do ogrodu, do nakrapianego słońcem stołu, podczas gdy jedna z moich córek przyniosła z butelki schłodzonego różu, idealnie nadającego się na letni dzień w cieniu średniowiecznej fortecy zwanej Abbaye Saint- André. Moje trzy inne córki ułożyły talerze, otworzyły puszki i rozdały serwetki, symfonię współpracy. Usiadłem i obserwowałem je, moje dzieci, gdy jedli, pili i śmiali się pod drzewami oliwnymi pod Avignon we Francji, odpoczywając po długim spacerze, szepcząc gładkimi, zadowolonymi głosami, rozkładając mapę, by nakreślić resztę naszego popołudnie. Nie odważyłem się ruszyć, chcąc pochłonąć tę scenę, przeszukać ją w pamięci. Kafejka z kawiarni wyszła i zgodziła się zrobić nam zdjęcie, ale tęskniłem za obrazem olejnym z jego niuansowymi cieniami, uchwycenie światła, spokoju i radości bycia razem, moje córki i ja, w sposób, który kiedyś czułem, że będzie niemożliwy.
Nie jestem bogatą kobietą. Przez większość miesięcy ledwo sobie radzę. Ale otworzyłem konto oszczędnościowe i wrzucałem na nie dolary przez 15 lat, aby móc spędzić trochę czasu z rodziną, którą opisałbym lata temu jako roztrzaskany, rzucony przez burzę - cokolwiek klisz tworzy obraz poszarpanych ludzi, żaden z nich się nie dotyka, nawet nie pochyla do siebie, tylko zastanawia się: „Jak my chodź tu?"
Miałem całkiem niezłe pojęcie o tym, jak wszystko się zepsuło. Miałem lata do przemyślenia, aby w końcu przyznać, że ich ojciec i ja pozwoliliśmy, aby nasz dawny rozwód stał się zgorzkniały, a przez to częściowo rozgorycził nasze dzieci. Zresztą mylił ich mocno z naszym niewypowiedzianym żądaniem lojalności. Wybierz mnie! Miałem w zwyczaju, kiedy ledwo byłem wolny od tego nieszczęśliwego małżeństwa, udawać, że to wszystko on. Był złym mężem, złym rodzicem. Chociaż jestem teraz upokorzony, aby pomyśleć o takim nastawieniu, byłem przekonany, że jeśli pozostanę jeszcze o jeden centymetr bardziej cywilny, mógłbym się utrzymać jako dobry. Bohaterska matka. Ale prawda jest taka, że żadne z nas nie było dobrymi rodzicami w tamtych czasach. Wciągnęliśmy nasze młode córki w naszą walkę. Zbyt często pozwalamy im słyszeć, jak nas oczerniają. Pozwoliłem dzieciom zobaczyć, jak załamuję się w frustracji z powodu jego najnowszych wygłupów, aż w końcu nasze czworo dzieci nie mogło już ufać swojej mamie i tacie za emocjonalny sukces i stabilność. Nie mieli wyboru. W wieku 14, 12, 10 i 8 lat nasze dziewczynki nauczyły się w większości polegać na sobie nawzajem.
Oczywiście nie mogę nawiązać bezpośredniej korelacji, ale wierzę, że mam powód, aby powiedzieć, że sfrustrowane i przerażone dzieci stają się gniewnymi nastolatkami. W każdym razie moje tak zrobiło, a nasz dom był wypełniony zbyt wiele dni walkami, które, jak sądzę, widzieli między ojcem a mną. Chcieli wolności; Chciałem kontrolować. Ominęli szkołę i wędrowali po ulicach, paląc trawkę. Załamałem się.
To prowadzi mnie do przypomnienia innego ogrodu: małej łatki za naszym domem w Oregonie, którą chciałbym obsadzone pomidorami, cienkim winoroślą ogórków, kilkoma bladymi fasolami - walczącymi o przetrwanie pomimo moich zaniedbanie. W ciepłe sobotnie popołudnie wyciągałem chwasty, kiedy moje dwie najstarsze córki, 16 i 14 lat, wyszły z domu z wypchanymi plecakami na plecach. Wstałem, by stawić im czoła. „Jak myślisz, dokąd idziesz?”, Powiedziałem. Wzruszyli ramionami. Odwrócili się ode mnie.
To było prawie dwie dekady temu, pewnego popołudnia, kiedy wytarłem błoto z rąk i patrzyłem, jak odchodzą, a ich szeroko otwarte oczy siostry zabierają to wszystko z kąta. Nie wiedziałem wtedy, że dziewczyny spotkają się tego samego dnia z uciekinierami mieszkającymi na ulicach, którzy podróżują pociągiem towarowym. Nie wiedziałem, że minęłyby miesiące, zanim znów ich zobaczę, i że zajmie mnie ich gorączkowe poszukiwanie. Teraz myślę o tym dniu w naszym ogrodzie jako o głębokiej porażce. Wszystko, co połączyłem, po prostu rozwinęło się jak zużyty koc.
Kiedy je zlokalizowałem, moje dwie starsze córki krążyły po domu przez całe lata, ale upłynęło dużo czasu, zanim wszyscy stanowczo zebraliśmy się razem jako rodzina. Jeszcze dłużej, zanim mogliśmy wypowiedzieć słowa „wybacz” i „leczyć”. Z biegiem lat widziałem matki i ich nastoletnie córki w sklepie spożywczym lub spacerując po na chodniku naszego miasta dziewczyny od czasu do czasu wpadają na matki, jakby chciały powiedzieć: „Oto jestem i jesteś”, dziewczyny od niechcenia opierają dłonie na matkach ” ramiona. Potrzebowałem tego z moimi starszymi córkami. Desperacko tego pragnąłem i obiecałem sobie, że kiedyś to dostanę. Znalazłbym sposób na przywrócenie czasu, który powinniśmy spędzić razem, i słodyczy, na którą wszyscy zasłużyliśmy, ale mieliśmy przegapiliśmy, ponieważ pomimo naszej miłości do siebie, nie mogliśmy znaleźć sposobu na wyjście poza nasze poprzednie bagno. Nadal nazywam je dziewczętami, moimi czterema córkami, chociaż są one dorosłymi kobietami, pełnymi dżemu życia - pracą, domem, związkami i, dla moich najstarszych, małych dzieci, mają skłonność do wszystkiego. Ale jakoś namówiłem ich, by odłożyli wszystko na bok i polecieli ze mną do Francji na dwa tygodnie. Wynajęliśmy mieszkanie w centrum Awinionu (trzy sypialnie, ale tylko jedna łazienka, tak jak w latach dorastania); Mam samochód. Codziennie wyruszaliśmy na odkrywanie nowej lokalizacji.
Dzisiaj trzecim dniem naszej podróży był Villeneuve-lès-Avignon. Zajęło nam prawie dwie godziny, aby przejść z naszego mieszkania do ogrodu w Abbaye Saint-André i głęboko w tyle z mojego umysłu wiem, że liczyłem na ten moment: że tutaj we Francji wrócą moje czułe nastoletnie córki mnie; złożą się we mnie, przytulą mnie mocno, a ja odwdzięczę się ich czułością ze współczuciem i głębokim uczuciem. Byłem zdecydowany zdobyć to, po co przyszedłem.
Na pikniku w ogrodzie, z sokiem brzoskwiniowym na języku, córką podającą mi plasterek bagietki z pasztetem i pomidorem, usiadłem i czekałem na przywrócenie przeszłości.
Oczywiście tak się nie stało. Nie tego dnia ani w nadchodzących dniach, kiedy odwiedziliśmy rzymski akwedukt, piliśmy wino w Châteauneuf-du-Pape, wędrowaliśmy przez Palais des Papes. Ale po drodze, centymetr po centymetrze, w końcu zacząłem to rozumieć. Wpłynęła nowa mądrość: przeszłość się skończyła. Nadszedł czas, aby odpuścić, aby zrozumieć, że nie mogę, bez względu na okrucieństwo mojego pragnienia, odzyskać to, co straciłem. Te kobiety ze mną, moi towarzysze, już nigdy nie będą moimi młodymi córkami. Przycisk przejścia, o którym tak długo tęskniłem, po prostu nie istniał.
Co z tym zrobić? Tylko jedna rzecz, która miała na celu uhonorowanie i docenienie ludzi przede mną, cudownych, zdolnych dorosłych, których ci czterej zostali: Moja najstarsza córka, ze swoimi niesamowitymi umiejętnościami jedzenia, organizuje dla nas ucztę na wiele wieczorów po krótkim postoju na składniki po francusku rynek. Druga córka, z gracją i wdziękiem, która mogła poprosić nieznajomego o drogę i znaleźć przyjaciół na całe życie. Odważna trzecia córka, która szarżowała wąskimi uliczkami i stromymi wąwozami, aby upewnić się, że są bezpieczni dla reszty z nas. A najmłodsza ze swoim zapleczem językowym i geograficznym, która zastanowi się, jakie linie kolejowe wziąć, abyśmy bez problemu i bezproblemowo dotarli do naszych miejsc docelowych. I o wiele więcej możliwości i mocnych stron w każdym z nich. Sposoby, w jakie się ze sobą sprzeczali, sposoby, w jakie pomagali sobie nawzajem. Ich prośby do mnie, ich mamy.
We Francji, z dala od domu, w końcu byłem tego świadkiem - związek między moimi córkami, który był tam od lat, ale dopiero teraz pozwalałem się rozpoznać i przyjąć. Związali się ze sobą i ze mną, równie potężni jak grube gałęzie głęboko zakorzenionych drzew, które otaczały nas w ogrodzie. Teraz zdaję sobie sprawę, że to właśnie wtedy nastąpiło prawdziwe uzdrowienie, w ciepłe popołudnie w ogrodzie, nasze nogi oplotły się pod stołem. Tak, to był mój najszczęśliwszy dzień, ponieważ właśnie wtedy zachwyciłem się i kocham od nowa z czterema najważniejszymi ludźmi w moim życiu.
Pamiętnik Debry Gwartney, Żyj przez to, opublikowany w 2009 roku, był finalistą nagrody National Book Critics Circle Award. Mieszka z mężem w Oregonie i uczy w programie MSZ na Pacific University.