Esej mentorski Meg Wolitzer
Dla autora bestsellerów, ostatnio z Kobieca perswazjamentoring wydawał się całkowicie naturalny. Wejście w rolę mentora byłoby trudniejsze.
Meg Wolitzer
Pierwszym był nauczyciel, a potem inny nauczyciel, a potem doradca obozowy, pracodawca i wreszcie pisarz. Każdy był spełniony, pewny siebie i godny podziwu; było to jasne dla wszystkich, którzy je znali. Ale dla mnie było coś jeszcze: każdy z nich był na tyle uprzejmy, że zwrócił na mnie uwagę, udzielił porady i poświęcił czas i zabrał mnie pod tak zwane skrzydło.
Słowa „mentor” i „protegowany” mogą zabrzmieć sztywno i formalnie, gdy często relacje między dwojgiem ludzi są ciepłe i spontaniczne. W rzeczywistości czasami dwie zaangażowane osoby w ogóle nie myślą o sobie, że pełnią te role. Dopiero znacznie później, kiedy spojrzą w przeszłość, może się pojawić jasność z perspektywy czasu, a obie osoby mogą dokładnie zobaczyć, co kiedyś miało miejsce między nimi i jak to miało znaczenie.
Kiedy byłem młody, zabrano mnie pod skrzydła kilku starszych, mądrzejszych kobiet i tam było mi wygodnie. (W końcu, oprócz ich uwagi, dorastałem z bardzo zachęcającą matką.) Ale później, kiedy sam zostałem wezwany do bycia skrzydlatym, nie jestem dumny z faktu, że nie miałem ochoty zadanie.
Miałem wtedy około 20 lat, kilka lat po studiach. Jedną z moich prac był instruktor podczas nocnych warsztatów kreatywnego pisania, w których moi uczniowie byli w wieku od wczesnych lat 20. do późnych lat 70. Na tych zajęciach była młoda kobieta, zaledwie kilka lat młodsza, wspaniały pisarz i ktoś, kto zawsze wniósł wiele do dyskusji klasowych. Pewnej nocy wyglądała na zdenerwowaną i rozkojarzoną, a po lekcjach pozostała przez chwilę. Kiedy delikatnie zapytałem, co się dzieje, wyrzuciła, że jej siostra jest ciężko chora.
Oczywiście współczułem jej i wyraziłem to. W następnym tygodniu znów pozostała po lekcjach. Wyczułem, że pragnie ode mnie czegoś więcej, szczególnego rodzaju ukojenia i uwagi, które, jak wyobrażała sobie, wyrosną całkiem naturalnie z mojej starszej i mądrzejszej osoby. Myślę, że miała nadzieję, że dam jej to, co dały mi te starsze, mądrzejsze kobiety. A dlaczego nie miałbym? Lubiłem ją i podziwiałem i wiedziałem, jak ciężko jej się to udaje. Pomyślałem o tych starszych kobietach ze swymi rozpinanymi swetrami, o ich godnej postawie, spokojnym powietrzu w średnim wieku. O ile mogłem powiedzieć, nic z tego nie posiadałem, ani nie chciałem go posiadać. W tym czasie nadal nosiłem Kedsa i kurtkę bomber. Podróżowałem po Nowym Jorku w grupie przyjaciół. Mało tego, ale niewiele wiedziałam o żalu. Czułem, że nie mam mądrości do dozowania. Nie miałem skrzydła do zaoferowania.
Boli mnie, ale zdałam sobie sprawę, że nie byłam gotowa przyjąć pozycji większej wiedzy i zrozumienia. I przypuszczam, że obawiałem się, że kiedy przyjmie to stanowisko, ono się utrzyma i będę musiał zrezygnować z możliwości bycia czyimś protegowanym.
Nie pamiętam, co powiedziałem tej nocy mojej studentce. W rzeczywistości pamięć zatrzymuje się właśnie tam, w chwili, gdy szukała u mnie głębszej pociechy i wskazówek. Wyrzuciłem tę rozmowę z mojego umysłu, ale od czasu do czasu nadal myślałem o tym spotkaniu, czując się nieswojo, wiedząc, że ją rozczarowałem.
A potem, jak zawsze, czas minął. To minęło i minęło, i bardzo naturalnie sam zacząłem wychodzić ze statusu protegowanego. Kilku różnych młodych ludzi uważało mnie za mentora i podobało mi się to. Żaden z nich nie był w kryzysie, tak jak mój uczeń, ale wszyscy chcieli ode mnie czegoś, a ja byłem gotów to dać. Oczywiście nie myśleliśmy o tym w ten sposób. Słowa, tytuły sprawiłyby, że zabrzmiałoby to zbyt oficjalnie, zbyt transakcyjnie, a nie emocjonalnie i dobrowolnie. Ale to było prawdziwe.
Coraz bardziej czułem się w nowej roli; W ogóle nie tęskniłem za tą inną rolą. Kilka lat temu zacząłem uczyć kolejne warsztaty, tym razem na letniej konferencji pisania. Po raz kolejny uczniowie byli w różnym wieku. Pierwszego dnia w holu niepewnie podeszła do mnie kobieta w średnim wieku.
Nosiła swoje rzeczy w dużej torbie marynarskiej, a także miała przy sobie zwinięty plakat. Z odległości trzech dekad myślałem, że ją poznałem, i poczułem poruszenie uczuć, ale nie byłem pewien, czy mam odpowiednią osobę. Zapytałem ją, czy kilka lat temu była moją uczennicą. Tak, powiedziała, była. Rozmawialiśmy trochę o klasie i o tym, że chociaż nie została zawodową pisarką, nadal lubiła pisać, i dlatego była na tym letnim programie. Później, raczej bezwiednie, spytałem ją, czy jej siostra bardzo się wtedy zachorowała. Skinęła głową. Powiedziałem jej, że czuję, że ją zawiodłem. Odłożyła swoją torbę podróżną i zwinięty plakat i słuchała, jak odwracam się od spowiedzi o nieodpowiednim mentoringu.
„Myślę, że potrzebujesz ode mnie czegoś, czego nie byłam gotowa dać” - powiedziałam. „Przykro mi z tego powodu”.
Ale potem powiedziała mi, że pamięta to inaczej. „Zabrałaś mnie na zupę po zajęciach w jakimś dziwnym, małym miejscu, w którym mówiłeś, że ty i twoi przyjaciele zawsze chodziliście” - powiedziała. „A potem dałeś mi książkę, którą kochałeś. Napisałeś w tym coś naprawdę fajnego. To wiele dla mnie znaczyło. ”
Nic z tego nie pamiętałem, ale najwyraźniej była to prawda. W jakiś sposób, nie wiedząc o tym, byłem dla niej swego rodzaju mentorem. Nie musiałem demonstrować grawitacji ani wyglądać na kogoś innego. Byłem sobą - dziwaczny, młody, niewiele bardziej doświadczony niż ona - i najwyraźniej wciąż miałem coś do zaoferowania, a ona chętnie to wzięła i to miało znaczenie.
Gdy dowiedziała się, że będę tego wieczoru uczył na tej konferencji, postanowiła przynieść mi prezent. Zwinięty plakat był jej dziełem, które podpisała dla mnie ciepło i życzliwie. Oboje byliśmy teraz o wiele starsi: dwie kobiety w średnim wieku. Jej siostra umarła, a moja uczennica przeżyła swoje życie, które na zawsze zostanie przekłute przez jej wczesną stratę, a także otoczone nią. Pracowała w zawodzie pomocniczym, zajmowała się ludźmi w kryzysie i pisała o tym własną książkę.
Wydaje się, że teraz, gdy minęło jeszcze więcej czasu od naszego krótkiego spotkania, moje wczesne wyobrażenia o tym, kim jest mentor i kim jest protegowany, stały się nieaktualne. Świat często przeżywa kryzys. Potrzebujemy osób starszych ze względu na ich doświadczenie, a młodszych ze względu na ich otwartość, a czasem odwrotnie.
W dzisiejszych czasach nie obawiam się, że stracę tę młodą wychowankę-protegowaną. Straciłem to dawno temu. Nie obawiam się też, jak będę postrzegany, jeśli dam radę młodszej osobie. Przyszedłem zaakceptować istnienie mojego własnego przysłowiowego skrzydła. Był tam znacznie dłużej niż wiedziałem.
o autorze: Najnowsza powieść Meg Wolitzer, Kobieca perswazja ($17, amazon.com), został opublikowany w kwietniu. Ona jest autorką Zainteresowania ($14, amazon.com) i Rozprzęganie ($13, amazon.com), między innymi powieściami. Mieszka w Nowym Jorku.
Meg Wolitzer: Jak nauczyłem się być mentorem (i znaleźć mentorów) w całej mojej karierze