Czego nauczyła mnie moja katastrofa weselna na temat małżeństwa

Zaproszenia, ewakuacje z huraganu i pijana ciotka z szaleństwa? Jak odkryła Eliza Kennedy, klęski w dniu ślubu są doskonałym przygotowaniem na wzloty i upadki małżeństwa.

Richard Watherwax

Na Brooklyn Heights jest świetna włoska restauracja, w której ja i mój mąż nigdy więcej nie zjemy. Wstydzimy się za bardzo. Kłóciliśmy się tam 10 lat temu. Duży? To było niesamowite. Kosmiczny. Światowy historyczny.
Chodziło o nasze zaproszenia ślubne. Były takie piękne! Dowcipne cytaty na nieskazitelnym papierze z kości słoniowej, umieszczone w szkarłatnym folderze. Drogo, ale warto, powiedzieliśmy sobie. W końcu zaproszenie to pierwsze spotkanie każdego gościa z naszym wspaniałym i wyjątkowym wydarzeniem. Zaproszenie mówi: "Witamy." To mówi, „Tego można się spodziewać. Oto kim jesteśmy."
Kilka nocy po ich wysłaniu mój narzeczony przekazał wiadomość podczas kolacji w tej restauracji. Maszyneria systemu pocztowego nie była pod wrażeniem naszych fantazyjnych zaproszeń. Przybywali zmięci i pokiereszowani. Kość słoniowa pokryta była niepokojącymi szkarłatnymi plamami.


Jakbyśmy użyli ich do wyczyszczenia miejsca brutalnej zbrodni.
Nasze zaproszenia mówiły: "Witamy," w porządku. „Witamy na weselu z piekła rodem”. Zniszczone artykuły papiernicze. Taki wstyd. Ale ostatecznie nie jest to wielka sprawa. Najważniejszą sprawą była następująca walka, w której przerażenie przerodziło się w obronę, w złośliwość, w warknięcie, w oskarżenie, w oskarżenie, we mnie, wąchając, szlochając otwarcie, używając obrus, aby zatrzeć łzy, podczas gdy mój narzeczony cierpiał spojrzenia śmierci kelnerów, którzy byli zdecydowanie po stronie tragicznie nieszczęśliwej kobiety przy stole dziewięć.
Wydmuchanie zaproszenia było jednym z wielu niedociągnięć, z jakimi spotkałem się z mężem w drodze do ołtarza. Teraz nie doświadczyliśmy żadnego rzeczywisty nieszczęścia. Nikt nie umarł Nasze miejsce nie zostało wyssane do morza ani pochłonięte przez kulę ognia. Mój narzeczony nie miał szalonej pierwszej żony, która uciekła ze strychu w samą porę, by wszystko zepsuć. Ale usterki i drobne sytuacje awaryjne stają się katastrofą w kontekście ślubu. Wszystko jest tak wyostrzone. Tak emocjonalnie. Tak bardzo, bardzo kosztowny. Wystarczy jeden strzał, aby wszystko było w porządku, wszystko, co nie jest perfekcyjne, wydaje się porażką.
Zgodnie z tym standardem nasz ślub się nie udał. Na szczęście okazało się to świetną próbą dla samego małżeństwa.
Na początku nic nie oznaczało mojego narzeczonego i mnie jako zaklęcia zaślubin. On był pisarzem. Byłem świeżo upieczonym prawnikiem. Jestem wysoce zorganizowany, wydajny, trochę gorzej. On jest… pisarzem. Razem stworzyliśmy świetny zespół planowania ślubu. Zaczynałem nową pracę i nie miałem dużo wolnego czasu. Podniósł luz logistyczny i jedynie złudzeniem co do znaczenia jego wkładu. Pewnego dnia, po wykonaniu dwóch mniejszych zadań, ogłosił z całą powagą: „Wiesz, myślę, że byłbym dobrym dyrektorem generalnym”.
Dziesięć lat później to mnie rozśmiesza.
Chcieliśmy skromnego ślubu. Elegancki, ale nie przesadzony. Super zabawa. Okazało się to o wiele trudniejsze, niż się wydawało. Oto kilka przeszkód, które napotkaliśmy.

Główne wydarzenia pogodowe

Zdecydowaliśmy się rzucić nasz ślub w Key West. Mój narzeczony tam dorastał i uwielbialiśmy tropikalne piękno wyspy i smutne poczucie humoru. Dyrektor naczelny i ja zeszliśmy na dół, aby dokonać ustaleń. Wszystko szło tak dobrze!
Do obowiązkowej ewakuacji.
Nadchodził huragan Charley. Bezpośrednie trafienie zniszczy wyspę. Wróciliśmy do Nowego Jorku, nie wiedząc, czy to przetrwa - ani co stanie się z tymi wszystkimi czekami depozytowymi, które właśnie rozproszyliśmy jak niezwykle kosztowne konfetti ślubne.
Po kilku dniach gryzienia paznokci burza zmieniła kurs. Ale huragan Charley miał przyjaciół. Nazywali się Frances, Ivan i Jeanne. Każdy zmierzał w kierunku Key West. Każdy spowodował ewakuację. 2004: rok sztandarowy dla meteorologów! Dla floridianów? Nie tak bardzo.
I dla mnie? Nie mogłem powstrzymać się od postrzegania każdego z nich jako zwiastuna. Jedna ewakuacja, w porządku. Ale cztery? Czy ktoś może… próbował nam coś powiedzieć?

Billy the Hairstylist

Sezon huraganów zakończył się. Nadszedł dzień ślubu. W południe wraz z druhną pojechałem do salonu. Billy, mój wybrany stylista, był mały, gwałtowny, podobny do chihuahua. Chciałem, aby moje krótkie włosy osadzone w falach gwiazdy filmowej z lat 30. XX wieku pasowały do ​​mojej koronkowej sukienki w stylu vintage. Nie ma problemu, powiedział Billy. Zwilżył mi włosy, przymocował szpilkami… i zaczął wysadzać je około 400 puszkami Aqua Net. Wkrótce zostałem otoczony słodką chemiczną chmurą. Mała dziura otworzyła się w warstwie ozonowej nad salonem.
Byłam przerażona. Dlaczego go nie powstrzymałem? mam brak pomysłu.
Wyszłam przez drzwi. Moje normalnie miękkie i lśniące włosy były matowym, karbowanym, chrupiącym hełmem. Zszokowana cisza zapanowała nad moimi przyjaciółmi. To było tak, jakby ktoś umarł. I ktoś miał: pannę młodą, którą miałem nadzieję być. Zastąpił ją dziwaczny program, którego włosy mogą odbijać pociski. I to tylko dwie godziny przed ślubem.

Nagłe wypadki medyczne

Zaradna druhna poprawiła mi włosy. Ubraliśmy się. Czas zaczął przyspieszać. Dotarliśmy do Truman Little White House, gdzie organizowaliśmy ceremonię. Słyszeliśmy tłum gromadzący się na zewnątrz. To się stanie. Mieliśmy to zrobić!
Potem mój brat zmaterializował się, w smokingu i poraził. Dwóch naszych czytelników, zespół męża i żony, nie przychodziło. Uważam, że moja odpowiedź brzmiała „Hę?” Dzwonił mąż. Byli w szpitalu. Jego żona miała bóle w klatce piersiowej.
„Bóle w klatce piersiowej” - powiedziałem. Mój brat kiwnął głową. "To źle." Ponownie skinął głową. Mój umysł był pusty. „Wybierz substytuty” - powiedział. Zrobiłem. Wyszedł.
Ktoś był Zdecydowanie próbując nam coś powiedzieć.

Ciocia Miód

Przeżyliśmy ceremonię. Żadnych błyskawic z nieba, żadnych złowrogich nieznajomych krzyczących sprzeciwów z tylnego rzędu. Oczywiście, moja teściowa spóźniła się, a nasz malutki nosiciel pierścienia starał się nas obciąć gałązką palmową podczas ślubów, ale w tym momencie były to drobne niedogodności. Zrobiliśmy to. Pobraliśmy się!
Rozpoczęło się przyjęcie. Muzyka i napoje, wspaniałe jedzenie i wszyscy nasi przyjaciele. Świetnie się bawiliśmy. Czułem się potężny, nie do powstrzymania.
Aż ciocia Honey miała trochę za dużo Chardonnay.
Ciociu Honey? Nie krewny. Była drugą żoną mojego wuja. Był jej piątym mężem, a może jej siódmym. Kilku byłych panów Honeys zmarło. Była twardą małą wtyczką z ogromnymi przyciemnionymi okularami i grzywką do butów. Pamiętam, że ją lubię. Najpierw.
Ona i mój wujek byli na parkiecie, wyżłobili go. Wpadła na pomysł, że nasi DJ-e ją uderzają. Ciocia Miód: niezadowolona. Zaczęła narzekać. A potem krzyczeć. Nie zamierzała tego wytrzymać. Zamierzała skopać im tyłki. Oglądaliśmy z przerażeniem. Czy zamierzała… Tak. Rzuciła się. Na szczęście mój wujek jest dużym facetem i siłą pociągnął ją z powrotem do hotelu.
Nie była już moją ciocią Honey.
Kiedy szaleństwo minęło i miałem czas na refleksję, zdałem sobie sprawę, że wszystkie te nieszczęścia i zaostrzenia były w końcu zwiastunami. Ślub napotyka parę z tak wieloma potencjalnymi pułapkami. Mieliśmy do czynienia z pieniędzmi, wysokimi emocjami, wymaganiami rodzinnymi, twoją osobistą estetyką i aspiracjami... Czy wspomniałem o pieniądzach, och, a także pieniądzach? Po raz pierwszy wspólnie zmierzyliśmy się z niektórymi z tych problemów, ale nie ostatni. To, jak pracowaliśmy razem i radziliśmy sobie z problemami, wiele nam mówiło o tym, jak wyglądałoby nasze małżeństwo.
Po dziesięciu latach nadal jesteśmy dobrym zespołem. Decyzje podejmujemy wspólnie. Komunikujemy się dobrze. W odróżnieniu od nas, traktujemy siebie nawzajem poważnie, nawet jeśli nie do końca je rozumiemy. A kiedy walczymy, zwykle nie chodzi o jakiś konkretny dylemat lub problem, ale o nasze różne reakcje emocjonalne na to.
Teraz to, co najbardziej uwielbiam w naszym ślubie, to klęski. Sprawili, że wszystko było interesujące i rozśmieszyło nas. Posadzili też w mojej głowie ziarno, które po latach wyrosło na moją pierwszą powieść o ślubie w Key West i pannie młodej radzącej sobie z zupełnie innym zestawem problemów.
W recepcji Honey już nie było, ale mieliśmy ostatnie wyzwanie. Skończyło nam się alkohol. Nasze firmy cateringowe były pod wrażeniem, co w Key West naprawdę coś mówi. Mój nowy mąż natychmiast zorganizował bieg alkoholowy. Zobaczysz? Po raz kolejny CEO miał to pod kontrolą.
Eliza Kennedy ukończyła Harvard Law School i ćwiczyła w kancelarii prawnej na Manhattanie, zanim przestała być pisarzem. Jej pierwsza powieść, Zabieram cię, jest dostępny w firmie Crown.