Prosta czynność, która przyniosła mi komfort lat po śmierci mojego ojca
Kilkadziesiąt lat po tragedii, która zmieniła życie, pisarz Michal Lemberger znajduje wgląd, inspirację i związek ze swoim zmarłym ukochanym tatą w klasie baletu.
NuriaE / Getty Images
Taniec powinien był być częścią mojego dziedzictwa. Mój ojciec, z zawodu architekt, uwielbiał taniec tak bardzo, że zabarwił jego fantazje: kiedy wyobrażał sobie, że się rodzi w innym czasie, miejscu lub rodzinie zobaczył życie, które mogło pozwolić mu zostać zawodowym baletem tancerz.
Podczas uroczystości rodzinnych on i moja babcia sunęli po podłodze węgierskim walcem, o którym nikt inny nie pamiętał. W niedzielne popołudnia, kiedy zabierał mojego brata i mnie na przejażdżki rowerowe po Central Parku, zatrzymywał się w grupie tancerzy ludowych, którzy co tydzień zbierali się nad stawem żółwi.
Graliśmy na skałach nad wodą, gdy dołączył do kręgu tancerzy pod kamiennym spojrzeniem Jagiełła, polskiego króla z XV wieku. Pot pojawił się na jego twarzy i pociemniał T-shirt, gdy ramiona i pięty uniosły się w rytm muzyki. Podczas wirowania koncentrował się i gubił się. W tych chwilach wydawał się całkowicie zadowolony.
Kiedy miałem 21 lat, wraz z rodzicami podróżowałem z Nowego Jorku do Vermont. O 2:30 rano, kiedy moja mama drzemała na siedzeniu pasażera, a ja spałem z tyłu, mój ojciec stracił przytomność za kierownicą.
Samochód skręcił na pustą autostradę, zderzył się z kamienną ścianą wzdłuż drogi i odbił się rykoszetem, zatrzymując się na przegrodzie. Do tego czasu wstrząs uderzył w moje ciało. Moja matka, która nie została zraniona, wygramoliła się z wraku, by oznaczyć przejeżdżającą ciężarówkę. Mój ojciec nie żył.
Sanitariusze wyciągnęli mnie z samochodu i zabrano mnie do szpitala. Miałem roztrzaskaną kość udową, złamane gniazdo biodrowe, strzępione więzadła kolana, krwawienie wewnętrzne, złamane żebro i kręgi oraz wstrząs mózgu. Dwa zespoły chirurgiczne rozdzieliły mnie. Jeden z nich zebrał krew, która zebrała się w moim brzuchu. Drugi wstawił tytanowy pręt wzdłuż długości mojego uda.
W kilka godzin po wypadku, kiedy zostałam prześwietlona i przygotowana do operacji, moja matka zabrała ciało ojca z powrotem do Nowego Jorku, gdzie ona i moje rodzeństwo pochowali go i usiedli. Zostałem w szpitalu w Vermont, wściekle odpychając żal, próbując pogodzić się z moją nową rzeczywistością fizyczną.
Mimo stałej liczby odwiedzających spędziłem większość czasu sam. Ponieważ byłem sam, mogłem sobie w ciągu pierwszych kilku dni przerywanej świadomości powiedzieć, że tak zrobię poradzę sobie z moją nowo odkrytą ojcostwem później, po tym, jak zająłem się bardziej bezpośrednim faktem mego ciała złamanie. To nie działało w ten sposób. W ciągu kilku dni rozpadałam się i płakałam w swoją wykrochmaloną poszewkę, zależnie od wygody młodej pielęgniarki i kobiety w sąsiednim łóżku.
Mój ojciec nauczył mnie rysować i patrzeć na szkielet budynku i widzieć tam piękno. Rozmawialiśmy o książkach i polityce oraz o tym, jak pozostać dobrym w trudnym świecie. Podzieliliśmy się czymś więcej. Odziedziczyłem jego twarz. Nawet gdy zmieniło się z męskiej w żeńską, podobieństwo było niezwykłe. Teraz to podobieństwo było wszystkim, co mi pozostało.
Następne lata były pełne operacji i fizykoterapii. Moje ciało było wypełnione metalowym sprzętem przez rok. Następny został usunięty. Przeszedłem z wózka inwalidzkiego na spacerowicza, o kulach do laski i wreszcie na własne stopy. Przez to wszystko, bez względu na mój stan umysłu, musiałem zyskać siłę. Musiałem nauczyć się siadać bez pomocy, chwytać chodzika, wskoczyć na moją dobrą nogę.
Nigdy nie odzyskałem równowagi: operacja, która mnie uratowała, pozostawiła jedną nogę o pół cala krótszą od drugiej. Byłem na stałe niezrównoważony.
Chociaż tyle odziedziczyłem po ojcu, nie dostałem jego stóp. Pojęcie tańca nigdy nie przyszło mi do głowy. Samoświadomy dzieciak, nie wyobrażałem sobie, aby poruszać się tak swobodnie przed innymi ludźmi (nawet jako dziecko bardziej pociągał mnie potencjał przebrania różowego tutu niż sam taniec).
Ale mimo wszystko, co mi zabrało, wypadek wyleczył mnie z niepokoju. Było tylko tyle razy, że lekarze, pielęgniarki i fizjoterapeuci mogli mnie szturchać i szturchać, zanim przestałem dbać o to, kto patrzy. Później, lata po tym, jak patrzyłem, jak moje młode córki chwieją się na lekcjach baletu, zachwycając się ich pewność siebie i koordynacja rosły, poddałem się mojej ciekawości, znajdując klasę baletu dla początkujących dorosłych siebie. Zrobiłem to bez żadnych oczekiwań. Tak długo nie byłbym w stanie spróbować. Samo bycie tam wydawało się osiągnięciem.
W klasie chwieję się nierówno po podłodze. Robię, co w mojej mocy, a nawet znajduję chwile, by rozkoszować się - uwielbiam wznosić się odpowiednio na nogach i sięgać do sufitu. Mimo to jestem okropny. Jeśli się tego trzymam, prawdopodobnie poprawię się. Ale żadna ilość czasu i ćwiczeń nie da mi prawdziwej biegłości.
Nauczyłem się, że balet zależy od złudzenia braku wysiłku. To nigdy nie jest łatwe. Nawet zawodowcy krwawią nogami, aby udoskonalić pewną linię do nogi lub napędu skoku. Iluzja tkwi w nas, widzach, którzy nigdy nie zamieszkują ciał tancerzy ani nie czują kontroli, jaką muszą wywierać, aby wyrazić swoje ruchy. W tym balet jest jak smutek.
Oczekujemy, że żałobnik odczuwa ból w bezpośrednim następstwie śmierci ukochanej osoby. Potem żal trwa w niewidzialny sposób. Inni tego nie widzą, ale to nigdy nie znika. Zamiast tego uczysz się z tym żyć, poruszać się po dniach i latach, dostosowując się do nowej rzeczywistości.
Ale prawdziwa tragedia utraty kogoś, kogo kochasz, rozwija się z czasem. Istnieje sama strata, pusta przestrzeń, którą kiedyś wypełniała ta osoba - jego głos, dźwięk jego kroków na korytarzu, twarz, którą odziedziczyłeś po nim, patrząc na ciebie. A potem fakt, że smutek, który odczuwasz, zmienia cię, tak że nie jesteś już osobą, którą kiedyś znał.
Śmierć mojego ojca wywołała we mnie serię zmian, dlatego zastanawiam się, czy rozpozna osobę, którą się stałem. Z upływem lat jest dla mnie coraz bardziej zagubiony. Umarł zbyt wcześnie, aby przeżyć wiele ważnych momentów w moim życiu. Nie było go tam, kiedy skończyłem studia. Nigdy nie spotkał mężczyzny, którego poślubiłem. Umarł na długo zanim miałem dzieci. I nie zauważył, jak pokonałem obrażenia i żałobę, które zapoczątkowała jego śmierć. Nigdy nie znał mojej siły.
Kiedy po raz pierwszy wszedłem do studia tańca, nie miałem pojęcia, że duch mojego ojca idzie ze mną. Jego marzenie o tańcu nigdy nie było moje. Nie kocham tańca tak jak on. Żyję w ciele, które jest trwale osłabione i pokryte bliznami. Ale w studiu, poruszając się z czerwoną twarzą i niezręcznie, mogę wrócić, choć krótko, do chwil jego zadowolenia. Ponieważ jest w lustrze: jego twarz, taniec.
o autorze
Michał Lemberger napisał wielokrotnie nagradzaną książkę Po Ablu i innych opowiadaniach. Mieszka, pisze i uczy w Los Angeles.