Jak projekt DIY pomógł jednej kobiecie przetrwać trudny rozwód
Logika powiedziała jej, że nie ma czasu na wykonanie projektu tak, jak chce. Tova Mirvis postanowiła nie słuchać.
Kate Mathis
Z pewnością e-vite byłoby łatwiejsze.
Ale zafascynowała mnie różnorodność kart i delikatne arkusze połyskującego, nakrapianego i kwiecistego papieru prezentowane w sklepie z artykułami papierniczymi. Bar micwa mojego syna był już za kilka miesięcy i wpadł na pomysł: musiałem ręcznie zrobić 200 zaproszeń.
Praktyczna strona mnie jako pierwsza wystąpiła w proteście: tyle niepotrzebnej pracy. Czemu to robić? A potem, tuż za nim, krytyczna strona: nie wiesz, jak to zrobić.
To były ważne punkty. Jako matka trójki dzieci i pisarzka miałam niewiele czasu do stracenia. Nie myślałem o sobie jako o typie artystycznym, a przynajmniej nie takim, który używa papieru, kleju i farby. Z moimi dziećmi mogłem robić projekty, które były zabawne i nieporządne, projekty, które wisiałbyś na lodówce. Ale nie jest to coś, co mogłoby wyglądać idealnie.
Był jeszcze jeden powód, dla którego niepotrzebny projekt nie był w tej chwili dobrym pomysłem.
Do niedawna miałem coś, co wyglądało na uporządkowane życie - żonaty przez 17 lat z trójką dzieci i domem w zwartej społeczności. Zaręczyłem się, kiedy miałem 22 lata, do mojego pierwszego poważnego chłopaka, po kilku miesiącach randek. Opowieść o zalotach opowiadaliśmy o niewinnej, młodej miłości: bez zmagań, bez komplikacji. Wierzyliśmy, że jesteśmy dla siebie idealni.
ZWIĄZANE Z: Jak renowacja jelit ujawniła tajną historię domu
Jednak z biegiem lat ta wersja naszego małżeństwa przestała pasować do tego, co naprawdę się czułem. Cicho żywiłem obawy, że nie mogliśmy wspólnie z mężem poradzić sobie z żadnym trudnym problemem. Rosnące różnice między nami, moje niezadowolenie i samotność - te kwestie musiały być niewidoczne z obawy przed rozwikłaniem historii, którą zamierzaliśmy podtrzymać. Myślałem o sobie jako o osobie, która pozostanie w jej małżeństwie bez względu na wszystko. Nie wiedziałam, jak wygląda osoba, która podniosłaby jej życie, ale byłam pewna, że nie wyglądała jak ja.
Jednak tuż przed moimi 40. urodzinami - i kilka miesięcy przed bar micwą mojego syna - podjąłem bolesną decyzję o odejściu z małżeństwa. Ogarnięty poczuciem winy i niepewności byłem tak przerażony, jak nigdy dotąd: bałem się bólu i wstrząsów związanych z moim dzieci, obawiające się, że biorę kartki papieru, na których zapisano nasze życie, i rozdzieram je strzępy. Ale zdałem sobie sprawę, że choć tak bardzo się bałam, poczułem w sobie rozluźnienie, świadomość, że potrafiłem przebić się przez wewnętrzne głosy, które zawsze mnie powstrzymywały.
Przed moim rozwodem wyzywający głos wewnętrzny pojawiał się za każdym razem, gdy odczuwałem potrzebę podjęcia ryzyka. Gdy tylko pojawił się w mojej głowie pomysł - zostać biegaczem, nauczyć się robić na drutach - zobaczyłem życzliwy, wyidealizowany obraz tego, jak może się on okazać. (Te maratony, które bym biegł! Te piękne czapki, które bym zrobił!) Potem równie szybko usłyszałem ten niemiły głos. (Te godziny musiałbym spędzić na szkoleniu. Dawno temu nieudana próba nauki szydełkowania.)
Często pamiętałem czas, dekadę wcześniej, kiedy nie słuchałem mojego niegrzecznego głosu, a moja młodsza siostra i ja impulsywnie postanowiliśmy pomalować ściany jej sypialni na fioletowo. W wyniku złego zerwania przeprowadziła się do nowego mieszkania. Nigdy wcześniej tak naprawdę nie malowałem, ale zanurzyliśmy się, jakbyśmy mogli zamalować jej smutek z powodu tego związku, który się nie powiódł. Okazało się, że nie odpowiednio przygotowaliśmy ściany. Wkrótce pojawiła się duża zmarszczka. Gdy namoczony w farbie tynk odpadał, staliśmy tam z otwartymi ustami. Zadzwoniliśmy do profesjonalisty, aby naprawić bałagan, ale łuszcząca się ściana wydawała się ostrzeżeniem: Lepiej nie próbować czegoś nowego.
Ale kiedy stałem w sklepie z artykułami papierniczymi, wpatrując się w kartki papieru, przez głowę przeleciała mi jedna myśl.
Chcę zrobić coś pięknego.
Kupiłem kartony, noże rzemieślnicze, rolki dwustronnej taśmy, podkładki z tuszem, proszek do wytłaczania i narzędzie do wytłaczania na gorąco. Zaplanowałem projekt, który obejmował warstwy papieru w różnych odcieniach niebieskiego. Postanowiłem też stworzyć karty ogrodzeniowe, na których odkurzę wirujące linie. Rozwód mógł oznaczać zakończenie jednej części mojego życia, ale te zaproszenia były bardzo potrzebnym przypomnieniem, że wciąż czekają nas szczęśliwe okazje.
Każdego dnia rozkładam swoje artykuły artystyczne przy stole w jadalni. Tyle czasu spędziłem teraz na walce z prawnikami. Mój umysł został opanowany przez niekończące się zadania konieczne do rozplątywania i rekonfiguracji naszego życia.
ZWIĄZANE Z: Dlaczego znalazłem dziadków zastępczych moich dzieci
Ale kiedy skoncentrowałem się na zaproszeniach, gwar zmartwienia ucichł. Moje myśli zwolniły. Mój umysł był spokojny. Wszystko, co musiałem zrobić, to skoncentrować się na pracy moich rąk. Wytłaczałem rzędy wirujących linii. Mokry atrament odkurzyłem proszkiem do wytłaczania. Włączyłem wytłaczarkę ciepła i patrzyłem, jak kolory stają się jaśniejsze, odważniejsze. Przesunęłam rękami po uniesionych liniach, jakbym dokonała cudu.
Były oczywiście momenty przytłaczania i żalu. Przecinam nierówne linie, ponieważ nie zawsze mierzyłem czas. Rozmazałem atrament, ponieważ nie czekałem na wyschnięcie stempla. Rozlałem na dywanik pojemnik proszku do wytłaczania. Z każdego błędu nauczyłem się pracować powoli, być precyzyjnym i cierpliwym. Nauczyłem się, że piękno wymaga czasu.
Moje końcowe produkty nie pasowały do obrazu w mojej głowie. Nadal widziałem, jak moja praca wyglądała ręcznie, i niekoniecznie w dobry sposób. Ale moi przyjaciele i rodzina dziwili się, jak dobrze mój projekt się powiódł. Ich podziw był tylko niewielką częścią satysfakcji, jaką odczułem, gdy uświadomiłem sobie, że wciąż mogę się zaskoczyć.
Rok później, kiedy mój rozwód był finalizowany, moja siostra, która miała wtedy prawie 40 lat, zaręczyła się. Pamiętałem tę nieudaną próbę pomalowania jej ścian, jej złamane serce wtedy i jej szczęście teraz. „Zrobię zaproszenia” - zaoferowałem. Kiedy wytłaczałem zielone liście na wierzchu kart w kolorze ciemnoszarym, przypomniano mi, że nasze życie rzadko kończy się dokładnie tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Ważne chwile docieramy na swój własny sposób, w swoim czasie.
Trzy lata później wróciłem do sklepu z artykułami biurowymi, tym razem, aby zrobić zaproszenia na własny ślub. Teraz, rozpoczynając drugie małżeństwo, nie było idyllicznej opowieści o młodej, nieskażonej miłości. Między nami dwoje, mój narzeczony i ja mieliśmy sześcioro dzieci w wieku od 6 do 23 lat. Na pewno będą komplikacje, gdy będziemy mieszać nasze rodziny, ale nauczyłem się tego również w życiu, zdarzały się bałagany, smugi i przekleństwa, których dowiadujemy się metodą prób i błędów, podejmując ryzyko i rozpoczynając nad. Dzięki cierpliwości, czasowi i miłości możemy stworzyć coś pięknego.
Planowałem, aby moje zaproszenia ślubne były proste - drukowany biały papier zamontowany na ciemnofioletowych kartach - kiedy zobaczyłem na pobliskim wyświetlaczu kartki błyszczącego srebrnego papieru. Decyzje podjęły moje ręce, a nie umysł.
Za pomocą szablonu wyciąłem trójkątne kwadraty srebrnego papieru, którego użyłem do wyłożenia fioletowych kopert. Zrobiłam błyskotliwe zespoły, aby ominąć każde zaproszenie. Zaprojektowałem program na naszą ceremonię, który ozdobiłem pasami srebra. Gdy uważnie przestudiowałem swoją pracę, zobaczyłem, gdzie nie przyciąłem równomiernie pasków, a papier pod kopertami był nieco poza środkiem. Srebrny papier rozlewał się po całym domu i na przodzie kopert.
Być może nie były idealne, ale były piękne. Przez wiele dni moje dłonie były pokryte brokatem.
O autorze:
Tova Mirvis napisała powieściKobiety pomocnicze,Świat zewnętrzny iWidoczne miasto. Jej pamiętnik,Księga separacjizostał wydany we wrześniu.