To mało prawdopodobne, że w końcu poczułem się jak w domu w obcym kraju

Wędrując po alejkach rynku żywności w obcym mieście, Ilana Manaster znalazła swoją społeczność… i nowe oczy dla wysiedlonych dusz wokół niej.

holgs / Getty Images

„Martwi mnie to, że nie gotujecie” - napisał przyjaciel w tekście po przeprowadzce do Barcelony z mężem i małym dzieckiem. Wprawdzie było powód do niepokoju - nie dlatego, że nie gotowałem, ale z powodu tego, co robiłem: siedzenie biurko w małym pokoju w umeblowanym mieszkaniu, które wynajmowaliśmy, pisząc i tęsknie myśląc o miejscu, które opuściliśmy, Nowe York.

Przyjechaliśmy do Barcelony na przygodę, zanim nasz syn dorósł na tyle, by było to niemożliwe. To piękne, ciepłe, żywe kulturowo miasto - miasto z jedzeniem. Biegle władam językiem hiszpańskim i spodziewałem się, że podekscytowanie i inspiracja znajdzie się na uroczych ulicach mojego nowego otoczenia. Zamiast tego znalazłem się w błocie przygnębienia, pogrążonego w rozpaczy. Opuszczając miasto, do którego przeprowadziłem się w młodości o gwiaździstych oczach, a wszystkie relacje, które budowałem tam przez 12 lat, okazały się znacznie trudniejsze, niż się spodziewałem. Nie czułem nic bardziej niż niewidocznego, tak jakby gdy opuściłem ludzi, których znałem i kochałem, tak naprawdę zniknąłem. Samotność niż bycie samemu jest całkowicie otoczona przez nieznajomych, którzy mają plany na weekend, w którym Cię nie będzie.

„Po co zakładać strój?” Pomyślałem, wpatrując się w moją szafę. „Nie znam tu nikogo”.

Tęsknota za domem, bez przyjaciół, musiałem dostosować się do zupełnie nowego sposobu robienia absolutnie wszystkiego. Nowy Jork ma swoje własne procesy, które znałem tak samo, jak znałem ulice Manhattanu. Barcelona wydawała się mieć jeszcze bardziej rygorystyczny zestaw zasad i rytuałów, ale nie wiedziałem, jakie są, i nie miałem nikogo, kogo mógłbym poprosić o pomoc w zrozumieniu ich. Było to szczególnie prawdziwe, jeśli chodzi o jedzenie i gotowanie.

Prawie każda dzielnica Barcelony ma własny rynek miejski. Nasz, Mercat de l'Estrella, był o krok od nas, na końcu naszego bloku. Mały w porównaniu z innymi rynkami w mieście, był jednak chaotyczny i onieśmielający, z niekończącymi się rzędami kramów wijących się na dwóch piętrach. Linie starszych kobiet z przepełnionymi wózkami spożywczymi rozciągały się we wszystkich kierunkach. Sprzedawcy sączyli espresso pod zwisającymi peklowanymi udami wieprzowymi i ognistoczerwonymi chorizo. Ryby wyciągnięte z Morza Śródziemnego zaledwie kilka godzin wcześniej leżały na lodzie. Były tam stragany z sezonowymi warzywami, pojemnikami z orzechami i suszonymi owocami. Wszystko wyglądało przepysznie, ale jak miałbym to kupić? Jak o to poprosić, zmierzyć, kupić tutaj, w tej społeczności, która funkcjonowała tak, jak zawsze, kiedy byłem osobą z zewnątrz?

Na górze odkryłem cansaladeria lub delikatesy, w których można było kupić szeroki wachlarz niezwykłych rzeczy w pełni ugotowanych. Cieszyć! Tylko że nadal nie wiedziałem, jak postępować. Wahałem się przed skrzynią, nie wiedząc, co uzyskać i jak, ale kobiety stojące za ladą uprzejmie zaoferowały pomoc. Wyjaśnili rzeczy, których nigdy wcześniej nie jadłem, regionalne klasyki, które były dla nich tak standardowe, jak były dla mnie nowe: słone karczochy z fasolą fava, sepia faszerowana mielonym mięsem, szpinak z rodzynkami i orzeszkami piniowymi, wiejska kiełbasa i biała fasola, pieczone Królik. Nie spodziewałem się, tak jak w Nowym Jorku, że się pośpieszę. Powoli, z przewodnikiem, wybrałem to, czego chciałem. Tej nocy, na naszym balkonie, patrząc na wzgórza z jednej strony i morze w oddali, ucztowaliśmy.

I tak rozpoczął się codzienny rytuał. Po tym, jak porzuciłem syna w jego cudownym sąsiedzkim przedszkolu, poszedłem na targ, żeby odebrać obiad. W krótkim czasie byłem regularny. Panie za ladą przywitały mnie ciepło, zapytały, jak dostosowujemy się do nowego otoczenia. Nie czułem się jak duch nawiedzający ulice mojego sąsiedztwa, a bardziej obywatelem, który przyczynia się do jego witalności poprzez uczestnictwo. Odkryłem, że rozmowa ma znaczenie. Pozostać, starannie wybierać, dyskutować i plotkować, jak to się dzieje w Barcelonie, i zacząłem się dobrze bawić.

Z biegiem czasu, ośmielony coraz większą znajomością tego miejsca i jego zwyczajów, rozgałęziłem się na inne stragany. Chropowaty, brodaty sprzedawca ryb okazał się ciepły i pomocny. Zagotuj trochę ziemniaków i pokrój je cienko, aby upiec pod rybą, a także trochę cava, nie zapomnij, powiedział, gdy użył ogromnego tasaka do przecięcia dorado, abym mógł wrzucić plasterki cytryny. Pietruszka była darmowa przy zakupie. Nosił rękawiczki, aby przygotować rybę, ale nie zdejmował ich, kiedy wymienialiśmy pieniądze, więc euro przyszło do mnie plamiste od rybiej krwi. Tak to zrobiono i ja też to zrobiłem, ciągnąc wszystko do domu w moim wózku, aby gotować jak prawdziwa katalońska dama.

Personel stojaka na warzywa, który lubiłem, zawsze trzymał ciasteczka za ladą dla mojego syna, kiedy był ze mną. „Hola, guapo!” powiedzieli („Cześć, przystojny”). Podobało nam się tortilla ze szpinakiem ze stoiska z orzechami i tortilla de patatas ze stoiska z kurczakiem na dole. Dowiedziałem się, że jedna z kurczaczek miała syna starszego ode mnie o rok, który uczęszczał do tego samego przedszkola. Spytaliśmy się nawzajem o dzieci, kiedy owijała moją tortillę lub, jeśli to był piątek, zgarnęła paellę do kartonu.

Kiedy moja ciąża stała się oczywista, kobiety w cansaladerii zapytały o moje zdrowie i wygodę, dodając jeszcze więcej ryżu lub sosu po tym, jak odliczyły cenę. Moja córka urodziła się rok w Barcelonie i zostaliśmy jeszcze sześć miesięcy, zanim dystans stał się zbyt duży i przeprowadziliśmy się ponownie do Chicago, gdzie mieszkały nasze rodziny.

Ostatniego dnia na targu kobiety w cansaladerii zaszczyciły się córeczką, którą nosiłam mocno owiniętą na ciele i życzyła nam powodzenia. Powiedzieli, że dla rodziny musisz wrócić. Nazywali Chicago naszym tierra, nasza ziemia, śmieszne pojęcie dla Ameryki, w której wierzymy, że ziemię można kupić i sprzedać, ale nie należy do nikogo. Podziękowałem im i nieco tęsknie pożegnałem się.

W Chicago zaczęliśmy od nowa. Znów znaleźliśmy mieszkanie, pediatrę, opiekę nad dziećmi. Ustaliliśmy, gdzie robić zakupy, jeść. Tak jak w Barcelonie, spotkałem się z rybakiem w moim ulubionym supermarkecie, rzeźnikiem w niemieckim sklepie mięsnym. Ale te codzienne interakcje są dla mnie zasadniczo różne, nie tylko dlatego, że jest to inne miejsce, ale także dlatego, że nie pragnę ich w ten sam sposób. Dorastałem tutaj. W okolicy mieszka wielu moich najstarszych przyjaciół, podobnie jak cała moja rodzina i większość mojego męża. Ale dzięki mojemu doświadczeniu w Barcelonie przyzwyczaiłem się do ludzi, którzy nie mają powiązań z tym miejscem, które mam. Słyszę ich tęsknotę, kiedy opisują opuszczony dom i dezorientację, jakiej doświadczają w swoim nowym mieście. Kiedy spotykam tych zdezorientowanych przybyszów, staram się być dla nich dostępny, aby poinformować ich, że pomimo wszystkiego, co pozostawili, nie są sami.

Sąsiadce, która była w ósmym miesiącu ciąży z drugim dzieckiem, zaoferowałam nasz dom jako bezpieczne miejsce dla jej 2-letniego syna podczas porodu i porodu. Ani ona, ani jej mąż nie znali wielu ludzi w Chicago, a ja pamiętałem zawiłe plany opieki nad dziećmi, które przygotowałem dla mojego syna, kiedy rodziłem z dala od domu.

Przyjaciele w Nowym Jorku połączyli mnie z pisarzem z trojgiem dzieci, które właśnie się tu przeprowadziły. „Kto będzie moim kontaktem w nagłych wypadkach?” - zapytała po raz trzeci.

ZWIĄZANE: Jak obniżyć koszty podczas podróży w pojedynkę

„Ja”, powiedziałem oczywiście.

Na placu zabaw nawiązałem rozmowę z kobietą z Francji, która nie mogła tu pracować od czasu przeniesienia jej partnera. Zadałem sobie pytanie, jak się czuje, rezygnując z kariery.

„Było ciężko”, powiedziała.

Ukłoniłem się. Wiem, jak to jest być daleko i nie mieć kontaktu z osobą, którą byłeś.

Wysiedlone dusze przemierzają każde miasto w każdym kraju. Będąc jednym, widzę je wyraźnie i mogę zapewnić im to, co otrzymałem od sprzedawców Mercat de l'Estrella - trochę ciepły kontakt w nieznanym miejscu. To jest mój tierraW końcu chcę, aby ci, którzy to uwielbiają, tak jak ja, byli mile widziani i czuli się widziani.

O autorze: Ilana Manaster jest autorką powieści dla młodych dorosłych Doreen. Jej non-fiction pojawiła się w Cosmopolitan i Blunderbuss. Ona mieszka w Chicago.

Konkurs na dobrą lekturę:

Jaki był najszczęśliwszy moment twojego życia? Weź udział w 10. dorocznym konkursie Good Read Essay na Real Simple, a możesz opublikować swój esej w Real Simple i otrzymać nagrodę w wysokości 3000 $.

Przejdź do strony realsimple.com/goodread, aby uzyskać pełne zasady konkursu i przeczytać zwycięski esej z ubiegłorocznego konkursu.