Prawda nigdy cię nie opuściła

Kiedy jej matka zadzwoniła, by powiedzieć, że sprzedaje rodzinny dom w Buenos Aires, Didi Gluck pomyślała, że ​​część jej przeszłości zostanie na zawsze utracona. To, co znalazła, było większe niż cokolwiek, co można było ograniczyć do czterech ścian.

Andrew Day

To był sobotni poranek zeszłej jesieni i kiedy dostałem telefon, gorączkowo planowałem wycieczki dla mojej córki do córki na SignUpGenius. Jak powie każda matka typu Manhattan z etatu, dwoje dzieci, kot i chomik chiński, odbierając telefon w tym momencie oznacza szansę, że jeszcze bardziej neurotyczna mama z Manhattanu pokona Cię do ostatniej z cennych tras kropki. Tak samo, odpowiedziałem. To była moja matka. (Czy nie wyszkoliłem jej, aby wysyłała e-maile?) Staram się mówić szybko (OK, może ja miał wyszkolił ją), powiedziała: „Czyn? Wiem, że jesteś zajęty, ale chciałem ci tylko powiedzieć, że Tia Sylvia i ja znaleźliśmy nabywców domu Abueli i na najbliższy miesiąc jedziemy do Buenos Aires. To wszystko."
Kilka słów o mnie, mojej rodzinie i Argentynie. Moja matka jest znakomitą pianistką koncertową, urodzoną i wychowaną w Buenos Aires, której życie koncentrowało się prawie wyłącznie na grze i nauczaniu muzyki. Gdy miała 20 lat, poznała mojego ojca, znanego niemiecko-żydowskiego skrzypka koncertowego, 18 lat swojego starszego, którego rodzina uciekła z Berlina tuż przed II wojną światową i uciekła do Buenos Aires. Ponownie wyemigrował - tym razem do Nowego Jorku - kiedy za pośrednictwem ich wspólnego agenta zostali powołani do wspólnego koncertowania w Ameryce Łacińskiej. W ciągu dwóch tygodni moja matka wiedziała, że ​​go kocha, aw ciągu roku wyjechała z Buenos Aires do Ameryki i poślubiła go. W 1970 roku oboje dostali pracę jako nauczyciel muzyki na University of Massachusetts Amherst, gdzie się urodziłem.


Sprzedaż domu rodzinnego to wydarzenie życiowe, które rodzi pytania dotyczące, cóż, wszystkiego. To jedna rzecz, aby to usłyszeć; to inna sprawa, żeby to przeżyć. Chociaż jako dziecko wielokrotnie odwiedzałem dom babci, nigdy nie myślałem, że nie przeszkadza mi brak domu rodzinnego. Poza tym nadal miałem kuzynów i przyjaciół w Argentynie. I wiedziałem, że zarządzanie pstrokatą załogą rotujących najemców, którzy zamieszkiwali dom mojej babci od czasu jej śmierci w 2004 r., Przytłaczały moją matkę i ciotkę. Od czasu do czasu rozmawiali o rozładowaniu. Ale kiedy nadeszła rzeczywistość, zaniemówiłem (co zdarza się dokładnie nigdy). Kolejne dni upłynęły w niekończącym się cyklu przeżuwania. Czy teraz, gdy dom był sprzedawany, czy kiedykolwiek jeszcze odwiedzę Argentynę? Gdybym to zrobił, gdzie miałbym się zatrzymać? Kim byli kupujący? Czy zadbaliby o to miejsce? Chciałbym je? Szczerze mówiąc, byłem zaskoczony tym, jak bardzo byłem zaniepokojony zbliżającą się sprzedażą. Do końca tygodnia wycieczki do gimnazjum będą cholerne, zarezerwowałem bilet.
Znasz te historie o osieroconym psie wychowywanym przez koty? Dorastając, czułem się jak ten pies. Pomimo mojej miłości do moich rodziców i ich do mnie, nie można było zaprzeczyć, że byli oni zupełnie inną rasą. Byli artystami. Przez cały rok szkolny unikali stanowisk dydaktycznych, aby występować w odległych miejscach lokalizacje (ferie wiosenne w Cochabamba, ktoś?), naprzemiennie zabierając mnie ze sobą i pozostawiając ze mną sąsiedzi Mój ojciec jeździł po mieście Kawasaki Z1300 ze Stradivariusem przymocowanym do pleców. Podczas gdy matki moich przyjaciół spędzały większość czasu na gotowaniu, moja mama ćwiczyła. (Przyznaję to za to, że do dziś nie mogę nie tyle ugotować jajko). Byli też wielkimi obcokrajowcami. Nie wspominając o ich ciężkich akcentach. Podczas pierwszego Halloweenu mojej mamy w Massachusetts, oszuści, którzy przyszli do naszych drzwi, musieli jej to wyjaśnić „dać nam cukierki lub pieniądze”. Jeśli chodzi o czas, w którym mój tata zatrzasnął drzwi harcerzom, tym mniej mówiono lepszy.
Plusem jest to, że dorastałem, jadąc do Argentyny i spędzając z dziadkami spory kawałek czasu raz lub dwa razy w roku. Uczyłem się gry na fortepianie, brałem lekcje tańca ludowego i nauczyłem się pisać w kraciaste kompozycje, jak argentyńskie dzieci. Gdy miałem sześć lat, spotkałem dziewczynę o imieniu Andrea w nadmorskim kurorcie pod Buenos Aires. Od tego czasu jesteśmy przyjaciółmi.


Dom moich dziadków był uroczym trzypiętrowym labiryntem pomieszanych pokoi i tajnych kryjówek w robotniczej dzielnicy Monserrat. Tam pomogłem dziadkowi, wówczas fotografowi Associated Press, tworzyć zdjęcia w jego ciemni. Każdego ranka siedzieliśmy z babcią w kuchni i jedliśmy dulce de leche i piliśmy maté (gorzka południowoamerykańska herbata popijana z wydrążonej tykwy). Mówi się, że jeśli lubisz maté, wrócisz do Argentyny. Upiłam to.
Kiedy w 1992 roku ukończyłem studia, postanowiłem przeprowadzić się do Buenos Aires, aby zamieszkać z babcią. (Mój dziadek już zmarł.) Było coś w zamykaniu pętli na wyjściu mojej mamy z kraju, co podobało mi się egzystencjalnie w czasie, gdy miałem niewiele innych perspektyw. Ale przetrwałem tylko sześć miesięcy. Jedyne, co mogłem znaleźć, to nisko płatne tłumaczenie. Życie ze starszą osobą również okazało się mniej zabawne. Dodatkowo wciąż walczyłem z własnymi demonami, nie do końca zajmując się utratą ojca, który niespodziewanie zmarł na atak serca, gdy miałem 14 lat.
W tym, co teraz postrzegam jako trwającą dwie dekady próbę ustanowienia jakiejś normalności, opuściłem Argentynę i wróciłem do States, uzyskał tytuł magistra dziennikarstwa, poznał i poślubił mojego męża, pracował w kilku czasopismach i wydał na świat moje dwa dzieci. W tym czasie odwiedziłem Argentynę, ale tylko raz lub dwa i krótko.
To było ekscytujące wrócić. Moja pierwsza wizyta w domu wywołała szalony przypływ nostalgicznej radości. Każdy kąt, który badałem, przywoływał potężne wspomnienie: spiżarnia, w której moja babcia trzymała maté, ciemnia mojego dziadka. Odbyłem nawet specjalną wycieczkę do piwnicy, aby poczuć zapach mothballu. (Zapomnij o madeleinach Prousta.) Zanim wyszedłem, byłem emocjonalnie spędzony.
Moja matka i ciocia przeprowadziły zamknięcie przed moim przybyciem, a ostateczne przejście nie było zaplanowane na dwa kolejne dni. Więc w międzyczasie poszedłem na giętarkę mamusi. Chodziłem godzinami, odwiedzając niektóre z moich ulubionych stron: La Boca, dzielnica znana z tanga; Recoleta, cmentarz, na którym pochowano Evę Perón; Teatro Colón, gdzie mój ojciec zagrał swój pierwszy koncert. Zjadłem steki wielkości torby Birkina, piłem Malbeca jak sok jabłkowy i paliłem papierosy do mdłości (co nie zajęło dużo, ponieważ nie palę). Andrea i ja spędziliśmy całą noc, rozmawiając o naszym równoległym życiu na różnych kontynentach i starając się schludnie kłaniać sobie nawzajem. Byłem w tak błogim stanie, że rzadko FaceTime wracałem do domu. Wiem, że powinnam czuć się winna z tego powodu. Właśnie Ciii.
Rankiem przechadzałem się do rogu po ciastka. Kiedy wróciłem do domu, moja mama i ciocia były tam z nowymi właścicielami: Silvią i Andres, parą pustych gniazdujących, którzy wracali do miasta z przedmieść. Jest właścicielem branży artykułów sportowych; ona jest terapeutką. Od razu je polubiłem.
W domu były cztery fortepiany: po jednym skromnym w pionie w sypialni mojej mamy i ciotki, nieco ładniejszy wnuczek w pokoju prób i piękny fortepian Steinway w salonie. Były to oczywiście cenne dobra rodzinne, a moja matka i ciotka męczyły się z powodu swojego losu. Przeniesienie ich do Stanów było zbyt drogie. Sprzedaż ich, biorąc pod uwagę kurs walutowy, byłaby prawie zerowa. Ostatecznie zdecydowano, że dwa z tych instrumentów zostaną przekazane lokalnym szkołom, a grand zostanie przekazany do centrum społeczności żydowskiej. Dziecko w pokoju prób zostanie z Silvią i Andresiem. Matka Andresa lubi się bawić.
Ci, którzy zastanawiają się, czy wpadłem na jakąś drogą biżuterię lub pamiątki, będą rozczarowani. Suma tego, co przywiozłem do domu, to kilka zdjęć w ramkach, wyszukana poduszka na szpilki, którą kochałam jako dziecko, oraz nuty.
W porządku. Wróciłem do domu z czymś bardziej wartościowym. Wcześniej tego dnia Silvia podzieliła się ze mną myślą, która podsumowała podróż. To jest powód, rozumiem teraz, że poszedłem. Być może dlatego wszyscy pociągają nas do domów rodzinnych. „Urodziliśmy się, myśląc, że mamy wolną wolę” - powiedziała. „Ale im dłużej żyjemy, tym bardziej odkrywamy, że zostaliśmy zaprogramowani przez naszych przodków”. Oczywiście wrócę do Buenos Aires. Z domem lub bez, jest częścią tego, kim jestem. Następnym razem zabiorę moje dzieci.