Obiekty o wartości sentymentalnej

Każdy nasz produkt został niezależnie wybrany i sprawdzony przez nasz zespół redakcyjny. Jeśli dokonasz zakupu za pomocą zawartych w nim linków, możemy otrzymać prowizję.

Roxana Robinson

Latem, kiedy miałem siedem lat, mieszkaliśmy w rezerwacie Cherokee w Karolinie Północnej. Moi rodzice kierowali obozem pracy kwakrów, a uczniowie liceum w obozie pomagali wznieść budynek społeczności. Dni spędziłem sam, pływając w zimnym brązowym potoku, który biegł za obozem lub spacerując ścieżkami w góry. Wzdłuż potoku znajdowały się wysokie, gładkie kamienie, a w łukowatych strumieniach szerokie piaszczyste ławice, gdzie świeciły stada motyli, ich skrzydła oddychały powoli, otwierały się i zamykały. Ścieżki były wąskie i gładkie, ciemna ziemia waliła bosymi stopami. Poprowadzili z powrotem przez zagłębienia na strome góry. To było piękne miejsce, chwalebne lasem i ciszą.
Moja matka uwielbiała dzikie miejsca. Zaprzyjaźniła się z Cherokeami, którzy mieszkali na stromych, zalesionych zboczach, i któregoś wieczoru zaprosiła medyka, by przyszedł i porozmawiał przy ognisku w obozie. Pamiętam ciemność wokół nas wszystkich, światło ognia na naszych twarzach i jego gesty, gdy mówił.


Tego lata odbyło się święto Cherokee w pobliskim Asheville i to był jedyny raz, kiedy opuściliśmy rezerwację. Wieczorem odbył się konkurs pokazujący historię narodu Cherokee: ogromna promienna scena, aktorzy w piórach i skóra jelenia. Na wystawie sztuki i rzemiosła moja mama kupiła małego rzeźbionego drewnianego jelenia. Jeleń ma smukłe, wykwintne nogi i delikatne spiczaste uszy. Wykonany jest z twardego, gładkiego, jasnego drewna - może topoli? Smukłe boki, długie nogi, delikatna głowa i eleganckie kontury pokazują głęboką świadomość ciała królicy.
Pod koniec lata moja matka przyniosła rzeźbę z powrotem do naszego domu w Pensylwanii. Przez dziesięciolecia stał na kominku w sypialni moich rodziców, cudownie nieprzerwany. Kilka lat temu, kiedy dom został sprzedany, wziąłem jelenia. Byłem tam, kiedy go kupiła, i przypomniałem sobie sposób, w jaki jeleń ucieleśnił to lato: gęsta zieleń zboczy górskich, strome ścieżki ziemne, zimny brązowy potok.
Przyniosłem rzeźbę do Connecticut, do letniego domu, który odziedziczyłem po matce i który kochała. Teraz jeleń stoi na kominku w sypialni, która była kiedyś domem moich rodziców, a teraz jest moim mężem i moim. Stoi spokojnie, jedną stopę do przodu, z uszami wykrzywionymi, nasłuchując, z opuszczonym ogonem, spokojna, czujna. Właśnie to chciałbym zachować.
Roxana Robinson jest autorką Koszt ($15, amazon.com), Idealny nieznajomy ($19, amazon.com) i sześć innych książek.

Jancee Dunn

Gdyby katastrofa nawiedziła mój dom, jest kilka rzeczy, których nie mogłem zostawić. Nie są tym, czego można się spodziewać: czerwony fartuch w kratkę i kruszący się kawałek cukierka, który był przechowywany w mojej zamrażarce od siedmiu lat.
Powinienem wyjaśnić. Nie jestem skarbcem. Nie jestem też szczególnie niechlujnym kucharzem. Przez 15 lat byłem dziennikarzem muzycznym. W 2004 roku otrzymałem swoje marzenie: spędzić dzień z Lorettą Lynn w jej domu w Tennessee.
Dorastałem, słuchając albumów Lynn, które zostały zebrane od moich rodziców i zagrane na śmierć na moim niedrogim zielonym plastikowym odtwarzaczu. W mojej wyobraźni była zawsze ciepła, zabawna, całkowicie urocza. Byłem więc podekscytowany tą okazją - ale także roztrzęsiony. Nauczyłem się z doświadczenia, że ​​legendy nie zawsze są tym, kim masz nadzieję, że mogą być.
Nie musiałem się martwić Patrząc wprost w fioletową błyszczącą koszulę i czarne spodnie, Lynn przywitała mnie u drzwi wielkim pocałunkiem. „Jesteś głodna?” Zapytała i wepchnęła mnie do swojej kuchni. Wskazała bolonkę i majonez w lodówce i bochenek chleba, który upiekła. Gdy wyburzyłem kanapkę, zobaczyłem, jak zaczyna się relaksować, z ulgą, że nie jestem jakimś prostym wegetarianinem z Nowego Jorku.
Potem zasugerowała. „Hon, dlaczego nie robimy krówki z masłem orzechowym?”. W trakcie szarżowania wyciągaliśmy cukier, wrzucaliśmy masło i duże plamy o Jif do garnka, uraczyła mnie opowieściami o swoim trudnym wychowaniu: jak nosiła sukienki z mąki buty. Jak obiad może składać się z oposa, złapanego przez matkę. Jak nie widziała spłukiwanej toalety, dopóki nie skończyła 13 lat. Była tak pochłonięta opowiadaniem, a ja słuchaniem, że zgubiliśmy cukierek, a mikstura się zagotowała. Krówka wyszła w kruche bryłki, ale Lynn tylko wzruszyła ramionami i dostała dwie łyżki. Siedzieliśmy boso na jej kanapie i jedliśmy jak płatki.
Tydzień po powrocie do domu otrzymałem paczkę pocztą. W środku był wesoły fartuch, pudełko krówki i notatka. „Mam nadzieję, że podoba ci się ta krówka! Chciałem wysłać Ci trochę, aby pokazać, jak to powinno być! Kocham cię, Loretta Lynn. Poczułam mrowienie.
Rzadko zdarza się, aby twoi idole spełniali twoje wielkie oczekiwania i niesprawiedliwie jest oczekiwać, że to zrobią. Byłem jednak wdzięczny, że nie musiałem rozczarować tą idealistyczną dziewięcioletnią częścią mnie. Zjadłem wszystkie krówki oprócz jednego małego kawałka, ale nigdy nie używam fartucha - a co, jeśli się poplami? Chociaż domyślam się, że Loretta prawdopodobnie się roześmiałaby i kazała mi już założyć tę cholerną rzecz.
Jancee Dunn jest autorem Dlaczego moja mama robi tatuaż? I inne pytania, których nie chciałbym nigdy zadawać ($14, amazon.com).

Autor: A. JOT. Jacobs
Do 20 roku życia nie przyłapałbym mnie na tych ubraniach. Myślałem, że bielizna nie powinna rozciągać się na całe ciało. Nadal utrzymywałem to przekonanie, nawet gdy narzekałem na brutalne zimy na studiach w Nowej Anglii. Moja matka, zmęczona słyszeniem moich uścisków, zrobiła coś logicznego: kupiła mi parę jedwabnej bielizny.
Nie byłem zachwycony. Pierwszy… jedwab?! Jestem facetem od bawełny i wełny. Jedynym typem mężczyzny, którego mogłem sobie wyobrazić w jedwabiu, był belgijski arystokrata z zamiłowaniem do egzotycznych ptaków i pince-nez. Po drugie, nie mając ośmiu lat, nie podobał mi się pomysł, że mama kupi moje niewymienione rzeczy. Nie sympatyzowała z moimi protestami. Wyjaśniła mi, że mój ozdobny dziadek nosił jedwabną, długą bieliznę i uznał ją za tak ciepłą, że mógł zrezygnować z płaszcza nawet w najbardziej upalne dni. Więc spróbowałem. I moja matka, jak zawsze, miała rację. Jestem teraz na mojej 50. parze.
Pozwól mi wytrysnąć: jedwabna długa bielizna jest ciepła, lekka i miękka. Możesz zrozumieć, dlaczego Chińczycy przez setki lat utrzymywali w tajemnicy jedwabnictwo. Mam kilka par długiej bielizny w czerni i bieli, nic rasistowskiego. Noszę głównie spodnie, ale czasem też bluzki. Noszę je przez całą zimę, ale także jesienią i wiosną, a czasem nawet latem.
Jeśli przyjaciele zauważą charakterystyczną białą tkaninę wystającą spod spodni moich dżinsów, mogą unieść brwi. „Czy nosisz długą bieliznę w kwietniu?”, Pytają. No tak. Tak, jestem. Ty też powinieneś być. Dlaczego Amerykanie uważają, że warto nosić trzy warstwy na górze (koszula, sweter, kurtka), a jedną mizerną warstwę na dole? Jest irracjonalny, nieefektywny i niesprawiedliwy dla nóg.
Słuchaj, mam wymagający wewnętrzny termostat. Jeśli nie jestem ciepły, nie mogę funkcjonować. Mogę tylko myśleć, Cholera, jest mi zimno. Bez długiej bielizny, osiem miesięcy w roku, jestem bezużyteczny - nie jestem w stanie pracować, rozmawiać ani nic.
W lipcu ubiegłego roku poszliśmy z żoną na wesele w Dolinie Napa. Rozważałem noszenie długiej bielizny pod garniturem, ale ostatecznie odmówiłem. Mówiłem sobie, Jest lato. W Kalifornii. To będzie ok.
Było zimno. Niemal widziałem własny oddech. Nie mogłem się skoncentrować na pięknej winnicy ani pięknej parze. Zamiast tego myślałem tylko Ok, rozumiem. Pan młody kocha pannę młodą, panna młoda kocha pana młodego. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Czy możesz już pocałować?
Miałem nadzieję, że pan młody rzuci publiczności podwiązkę swojej nowej panny młodej, ponieważ sprawdziłbym biodra wszystkich innych gości, aby go złapać i założyć. Byłoby lepiej niż nic.
ZA. JOT. Jacobs jest autorem nadchodzącej książki Drop Dead Healthy: Humble One Man for Body Body Perfection ($26, amazon.com).

Przez Diana Abu-Jaber
Dorośli nie zawsze to zauważają, przyciśnięci do ściany jadalni, ale zawsze jest to pierwsza rzecz, do której biegają dzieci. „Co tam jest?”, Pytają, bawiąc się zapięciem. „Czy mogę to otworzyć?”
Piętnaście lat temu spacerowałem po starożytnej sukie Khan el-Khalili w Kairze z moją przyjaciółką Aidą. Mieszkała w Jordanii i przekonała mnie, żebym wyleciał i spotkał się z nią na wakacjach. Minęliśmy stragany wypełnione adamaszkiem i złotymi bransoletami, dziewczęta sprzedające jaśmin i chłopcy balansujący filiżanki na tacach. Następnie weszliśmy do sklepu wypełnionego pudełkami, każdy ozdobiony skomplikowanym arabeskowym wzorem. Tam zauważyłem skrzynię ze skarbem, jej piękny zakrzywiony blat, drobiazgową drewnianą inkrustację i szkarłatne wnętrze - bajki, wielbłądy i królewskie karawany. Wysokość prawie dwóch stóp ważyła około 20 funtów - niewygodna pamiątka. Chciałem, a jednak… nie było mnie na to stać.
Byłem adiunktem; moja pensja była żałosna. Podróż do Kairu była już trudna. Pokręciłem głową nad metką: 1700 funtów egipskich. Tłumaczenie: setki dolarów amerykańskich. Aida zobaczyła, jak bardzo tego chcę. Moja przyjaciółka też nie miała dużo pieniędzy, ale była bystra i zaradna.
„Czy to lubisz?” Zapytała. Ukłoniłem się. "Ja robię."
„To napad!” Krzyczała. Pięści miała na biodrach. Kupiec podskoczył na baczność.
„Madame, ta skrzynia jest dziełem sztuki” - wyjąkał mężczyzna. „Jest wykonany ręcznie!” Aida zaśmiała się, mężczyzna prychnął i tym samym doszło do wielkiej walki o władzę. Była pogarda; był przerażony. Nazywała go złodziejem; zakwestionował jej zdrowie psychiczne. Czas minął. Mężczyźni przykucnęli przy drzwiach z demitasami, sącząc i szepcząc, jakby to był sport dla widzów. Pięć razy Aida ciągnęła mnie do drzwi, a mężczyzna krzyczał: „No to idź!” - tylko po to, by nas dogonić, niechętnie oferując kolejną cenę. W sumie negocjacje trwały prawie trzy godziny, a zanim ustalili cenę (80 procent taniej!), Zdałem sobie sprawę, że zarówno Aida, jak i kupiec mieli piłkę.
Kilka lat później mój przyjaciel zachorował. Aida zmarła w wieku 38 lat, zanim zdążyła wyjść za mąż lub mieć dzieci. Ale teraz, za każdym razem, gdy dzieci podbiegają do skrzyni i otwierają wieko, zapachy rynku - kminek, srebro, pot - wzbij się w powietrze, a wszystko do mnie wraca: piękny ogień na twarzy Aidy, jej cierpliwość, ona Wola. Nie kupiła dla mnie skrzyni; pozwoliła mi to mieć - co jest w pewien sposób jeszcze lepsze. Rzeczy, które najbardziej cenię w tym darze, nie są widoczne, ale istnieją jak dżin w butelce, prywatny i trwały jak sama przyjaźń.
Diana Abu-Jaber jest autorką najnowszej powieści Birds of Paradise ($26, amazon.com), między innymi książkami.

Anne Kreamer
Mój mąż, Kurt i ja spotkaliśmy się na randce w ciemno 4 listopada 1977 roku. Miał 23 lata; Miałem 21 lat. To był szalony wieczór: po klasycznym koncercie w Carnegie Hall jedliśmy w restauracji, którą rozważaliśmy swanky w tym czasie, grał w Ponga w arkadzie wideo i skończył tańczyć do rana na dyskotece, pośród mgła suchego lodu.
Nadal jest najbardziej datowaną datą naszego życia. Pobraliśmy się cztery lata później, w maju 1981 r., Ale co roku postanowiliśmy świętować nasz związek w rocznicę tej cudownej pierwszej nocy razem.
Każdego roku Kurt był troskliwym, ostrożnym dawcą prezentów. Ale w dniu 30. rocznicy urodzin w ciemno, w 2007 roku, przeszedł siebie. W publicznej audycji radiowej, którą prowadzi, wyemitował dla mnie piosenkę miłosną, którą zamówił u balladera na wynajem. Teksty odnoszące się do naszych rodzinnych miast - „Gdybym wskoczył do rzeki Missouri w Omaha kiedy miałem 17 lat i zabrałem mnie do Kansas City, założę się, że uratowałbyś mnie… ”- zmusił mnie do łzy. Później przyszedł jeszcze jeden, bardziej prywatny prezent.
Na karcie przymocowanej do zapakowanego pudełka widniały trzy tajemnicze liczby: 10 957; 30; i 1. Trzydzieści, zrozumiałem; inni, nie byłam tego taka pewna. Kiedy otworzyłem pudełko, stało się jasne. Dał mi jeden piękny kulisty wazon kryształowy, wypełniony 10 957 miniaturowymi perełkami nasiennymi, reprezentującymi liczbę dni w naszych latach razem, oraz 30 pełnowymiarowych pereł wskazujących na te lata.
Byłem również poruszony i zaskoczony. Perły tradycyjnie kojarzą się z 30. rocznicą ślubu. A tradycja nigdy nie była widoczna w naszym życiu jako para: zachowałem moje panieńskie nazwisko, kiedy się pobraliśmy; Nie chciałem pierścionka zaręczynowego; Nie chciałem nosić standardowego welonu ślubnego.
Ale wkrótce zyskałem głębsze zrozumienie tego gestu. Perły są trudne do zebrania, a warstwy masy perłowej mogą uformować się nad ziarnem piasku, przekształcając je w pulchną, pięknie błyszczącą perłę. Metafora długiego małżeństwa jest oczywista - z niczego, powoli, ale pewnie, pomimo i być może z powodu brudu i brudu, które łączy para, powstaje coś cudownego.
Dzisiaj, kiedy spoglądam na wazon umieszczony przy biurku, który dynamicznie odzwierciedla zmieniające się światło dnia, uśmiecham się, myśląc o romantycznym, pobłażliwym głupocie Kurta. Ile godzin zajęło Kurtowi policzenie tych 10 957 maleńkich pereł. I po raz kolejny dziwię się, jak poetycko ucieleśniają zawrotną noc, którą spotkaliśmy, i życie, które dzielimy do tej pory.
Anne Kreamer jest autorką książek To jest zawsze osobiste ($25, amazon.com) i Going Grey ($15, amazon.com).